W sobotę zebraliśmy się jeszcze przed
świtem i pojechaliśmy nad naszą Bukówkę. Akuratnie nastąpił atak zimy, która w
tym roku najwyraźniej się spóźniała. Drogi były zasypane, ale o dziwo,
odśnieżone. Nad Bukówką, jak zwykle wiało od Karkonoszy i trochę doskwierał
mróz, ale niezamarznięta tafla wody, o tej porze roku to rzadkość. Na pierwszy
rzut oka żadnych rewelacji, stado
krzyżówek, jeden łabędź niemy,
ale w oddali jakieś małe stadko grążyc, znikających pod taflą wodą.
Podjechaliśmy z drugiej strony zbiornika i już było jasne, 5 uhli na naszym górskim zbiorniku, to nie lada niespodzianka. W
miejscu gdzie Bóbr zasila zbiornik spłoszyliśmy 6 nurogęsi. Pojechaliśmy jeszcze na pobliskie zbiorniki
oczyszczalni, tam kilkadziesiąt krzyżówek moczyło kupry w wodzie, a na brzegu
ukryta w trawach, prawie niezauważalna, siedziała czapla siwa. Mając niedosyt, pojechaliśmy na zalaną piaskownię, tam
niestety pustki, jedynie para łabędzi ujrzawszy nas na brzegu, szybko
podpłynęła w nadziei, że coś dostanie do jedzonka. Niestety, nic nie mieliśmy.
Łabędzie nawet wygramoliły się z wody i ufnie podchodziły do nas. Nie miały
obrączek i Piotr pogonił je do wody, co by nie zmarzły w łapy od śniegu. W
drodze powrotnej jeszcze spotkała nas niespodzianka, stadko 30 kuropatw przesiadywało opodal drogi.