Cześć! Jak już wiecie byłam na Rodos. Tam było po prostu
cudownie! Ale przecież nie mam wyrażać piękna wyspy. Więc napiszę o pierwszym
ptakowaniu.
Wstałam rano o szóstej trzydzieści, a przy samochodzie byłam
o siódmej. Wyjechaliśmy z hotelowego parkingu,
a za zakrętem na ulicy leżał ptaszek! Była to pokrzewka aksamitna. Biedna,
zmarzła pewnie po nocy i teraz chciała się wygrzać. ( przyznam, że noce są
zaskakująco zimne) Przeniosłam ją na pobocze, żeby była bezpieczna. Potem
jechaliśmy w kierunku miejsca, gdzie w zeszłym roku żołny miały gniazdo. I co
zobaczyłam?! No nic nie zobaczyłam, bo żołn nie było… L Tata zaproponował, żebyśmy
pojechali na drugą stronę wyspy. Tak też zrobiliśmy. Nagle spojrzałam , a nad
samochodem szybował ptak. Bardzo duży. Zatrzymaliśmy się, a ja szybko wysiadłam
z samochodu. Zrobiłam parę zdjęć. To był kobuz! Ptak powoli zmierzał w kierunku
starego słupa elektrycznego. A na słupie siedziały jeszcze cztery kobuzy!!! To
było niesamowite. Potem pojechaliśmy na dziką plażę. Było tam parę mew, (trudno
mi rozpoznać) a poza tym nic. Wróciliśmy więc do kobuzów. Niestety były daleko.
Postanowiliśmy wejść na górę, na której
był ten słup. Znaleźliśmy dróżkę i kawałek podjechaliśmy samochodem, a
następnie poszliśmy kawałek łąką. Było tam dużo ptaków. Kobuzy niestety się
spłoszyły. Wróciliśmy więc do samochodu. To był już koniec naszej wyprawy.
Do usłyszenia!
~ Zuzka