We wtorek byłem w lesie na Podłężu w Jaworznie. Nie był to wypad typowo przyrodniczy, ale coś mnie w tym lesie tknęło.
ŚMIECI! Wszędzie plastikowe talerzyki, papierki, folie i butelki. Aktualnie, jak mi się wydaje, ten problem jest w bardzo wielu lasach. Są osoby, które sprzątają czasami w lesie (zachowanie prawdziwego przyrodnika), ale i tak zaraz przyjdą tacy, którzy muszą papierek dać w krzaki (przecież nikt nie widzi), butelkę po napoju na ziemię rzucić, a chusteczkę do nosa centralnie na środku ścieżki zostawić. To jest tragedia! A najgorsze jest to że nic nie zdziałamy! Jedyny pomysł to upominać kiedy ktoś śmieci. Ale i tak większość osób nie śmieci w obecności innych.
Mój tata często upomina grzybiarzy stających przy naszym domu (który jest zaraz przy lesie). Niejednokrotnie zastawiają nam wjazd na nasze pola, a i zdarzył się przypadek, że mężczyzna wracając z rodziną z grzybobrania stanął na naszym podjeździe i palił papierosa. Kiedyś doszło do sytuacji, kiedy tata pytał jednego z grzybiarzy stojących niedaleko naszego wjazdu, czy mógłby się nieco odsunąć samochodem, bo będzie wyjeżdżał z wozem pełnym drewna. Ów pan stwierdził, że oczywiście, i na wieść o tym, że bywają i tacy, co stają na podjeździe, wykrzyknął: "No taka to niestety kultura w naszym kraju, za nic ludzie nie umieją się porządnie zachować!".
Nie dalej jak godzinę później wychodził z lasu ze znajomymi, oczywiście z grzybobrania, po czym zaczął wyrzucać folie po kanapkach i inne śmieci po jedzeniu, prosto w krzaki rosnące na brzegu lasu. Wyrzucił też parę plastikowych butelek i odjechał, jak gdyby nigdy nic. Niestety, takie podejście jest trudne do zwalczenia, kiedy panuje w społeczeństwie tak duża hipokryzja. Innemu źdźbło trawy w oku dojrzy, a sobie kłody już nie.
Problem jest też trochę w straży leśnej, przynajmniej u nas. Nasza lokalna jest wielce gorliwa, ale tylko jeśli chodzi o wywożenie drewna z lasu i chodzenie z psami po rezerwacie (chociaż na tablicy z regulaminem rezerwatu nie ma ani słowa o tym, że psów wprowadzać nie wolno, a że idą na smyczy, to i nigdzie szkody nie narobią). Ale nie zwracają już uwagi takim właśnie chłystkom, którzy zaśmiecają teren. Wielka szkoda, bo sami na pewno widzieli takie incydenty, niemożliwe, żeby patrolując tak często okolicę niczego nie dostrzegli. Szczególnie w sezonie "grzybowym".
Kawka13, ci co się za grzybiarzy uważają to jedne z gorszych przypadków.U mnie za sadem to robią imprezy, po których muszę zbierać butelki po Desperadosach.