W sobotę będę liczył ptaki na długim, 20-kilometrowym odcinku Wisły, dlatego od kilku dni robię sobie tam rekonesansowe wyprawy, aby sprawdzić, czy aby na pewno jest on do przejścia. Wygląda na to, że tak, a każde wyjście przynosi coraz ciekawsze obserwacje.
Dzisiaj przemaszerowałem się od ogródków działkowych na wysokości warszawskiej ul. Cyklamenów aż do przystanka autobusowego przy ul. Bysławskiej. W jednym miejscu natknąłem się na ludzi wycinających drzewa tuż nad brzegiem (co do legalności ich działania mam poważne wątpliwości), w innym zaś na plac budowy pełen piaskowych hałd. Na szczęście nie cały odcinek tak wyglądał i dominowały na nim piękne łęgowe lasy, pełne dzięciołów (przede wszystkim dużych , choć trafiłem również na bębniącego dzięcioła czarnego ). Poza dzięciołami sporo sikor, gili, sójek , a także pojedynczy strzyżyk i kowalik . Jak zawsze spotkaniom z pełzaczami towarzyszył dylemat co do ich przynależności gatunkowej (w końcu uznałem je za leśne ), a w jednej z dziupli wykutej przez któregoś z dzięciołów (sądząc po rozmiarze przez czarnego) znalazłem odchody jakiegoś małego ssaka (niestety w ssaczej kupologii nie jestem specjalnie mocny).
Wisła przypomina Antarktydę i jest niemal całkowicie skuta lodem. Na jednym z niewielu wolnych od niego fragmentów pływały sobie razem samice nurogęsia i gągoła .
Bardzo mile spacer się kończył - tuż przy ścieżce miałem okazję oglądać mieszane stadko sikor (modraszek i czarnogłówek ), raniuszków, pełzaczy , a rodzynkiem w tym wróblaczym cieście był pięknie pokazujący się dzięciołek .