Dziś rano obudziło mnie uderzenie ptaka o szybę , ubrałam się , pobiegłam , ale go nie znalazłam. Uspokojona nadzieją , że żyje poszłam do domu , byłam tam chwilę , weszłam na Juniora i wtedy ....
BUM ! Drugi ptak walnął o szybę kuchenną. Wybiegłam tym razem jak strzała ... patrzę nic nie widać. Kiedy nagle w liściach przy kwietniku zobaczyłam leżącą modraszkę . Żyła. Wzięłam ją ostrożnie. Pokazałam "znalezisko" mamie , która poradziła mi pójść do lasku brzozowego i tam położyć ją na ziemi i zobaczyć co się będzie działo. Poszedłszy tam czekałam , aż odleci. Siedziała niezdecydowana , wczepiwszy się w moją rękę. Po kilku min zaczęła się rozglądać , bo na sąsiednim drzewie usiadła inna modraszka. Jeszcze tak rozglądała się kilka min po czym wzleciała na świerk tuż obok. Kilka sekund się rozglądała po czym , wzbiła się i zniknęła miedzy brzozami... :)
Miałam napisać o "pościgu za dzięciołem zielonym i o "defiladzie " kopciuszków.
Napiszę zatem tu:
Trzy dni temu obserwowałam kopciuszki , najspokojniej w świecie. Hmm...
najspokojniej może tak ,ale najnormalniej ? Oczywiście , że nie.
Sterczałam na płocie i obserwowałam kopciuszki i co jakiś czas robiłam zdjęcie.
Ale zmęczona wiszeniem na płocie postanowiłam , przejść się nieco przed działką. Kopciuchy maszerowały sobie po dachu , ale nagle...
... usłyszałam podryw jakiegoś cięższego ptaka. I zobaczyłam dzięcioła zielonego wspinającego się po pniu. Chciałam podejść , ale spłoszył się i poleciał w głąb bodziskowej działki ( bo cóż - jesteśmy sąsiadkami i to u niej właśnie siedział ).
Po kilku min akurat przechodziła Iga ( bodziszek ) koło miejsca , gdzie zasiadł , a on jak strzała pomknął przez jej działkę i poleciał na jedną brzozę koło innego ogrodu. Podeszłam do niego , ale on widocznie nie chciał pozować do zdjęcie , bo się zmył i poleciał do lasu , przez moją działkę. Na tym się skończył pościg 1:0 dla dzięcioła :)
Ja też miałam taki przypadek, że ptak uderzył w szybę. Był to śpiewak. Ale nie przeżył.