Witajcie!
Dopiero wczoraj wróciłam ze wsi,
gdzie byłam od połowy lipca. No ale już jestem i mogę napisać, co u mnie się
działo…
Widziałam po raz pierwszy żurawie (tak, wiem, mogło być lepiej). Cztery osobniki (dwa dorosłe i dwa młode) żerowały na polu, tuż obok bardzo ruchliwej ulicy, niedaleko lasku, do którego wtedy wybrałam się z babcią, dziadkiem i siostrą na rowerach. :)
Prawdopodobnie jeszcze świstunkę
leśną, ale nie jestem pewna…
Ale najlepsza była… Kolejna sowa! A mianowicie pójdźka, którą dziadek codziennie rano
widział w tym samym miejscu, przez niemal cały tydzień. My (czyli ja i moja
młodsza siostra z dziadkiem) wybieramy się tam dopiero w sobotę z małą nadzieją, ponieważ sowa nie
pojawiła się dzień wcześniej.
Gdy dojeżdżamy, pójdźki nigdzie nie
ma. Zatrzymujemy się przy pierwszej wierzbie, które rosną po obu stronach drogi
i… JEST! Siedzi na niej! Huraaa! Sowa
miała dużą sesję zdjęciową, co chwila leciała w inne miejsce. To na komin, na
dach domu, na jabłonkę, znów na wierzbę….
Niedługo wstawię zdjęcia, na razie nie mam czasu. Mimo, że zrobiłam ich sporo, niewiele wyszło ostrych i ładnych… Cóż… :( Nawet te nie są jakieś super, moim zdaniem wyszły średnio.
Pod koniec sierpnia udaje nam się znaleźć jej dziuplę, na którą napotykamy się przypadkiem. Jechaliśmy śledzić żurawie, gdy pójdźka znów siedzi na tej samej wierzbie, gdzie była ostatnio. Gdy podchodzę zrobić zdjęcie wskakuje w szczelinę drzewa, której wcześniej nawet nie zauważyłam. Wygląda, na głęboką. Ale tam nie zaglądaliśmy, by zbytnio jej nie niepokoić.
Chyba tyle… Na jesień może chyba
znów wybiorę się nad zbiornik Jeziorsko, może zobaczę jakiegoś siewkowca? A jak Wam minęły wakacje? W sumie, jakby
podsumować u mnie, to nie były takie złe ;)
POZDRAWIAM!
Wilga02
:)