Był to rok spędzony w zamknięciu na domowej nauce, co okazało się dla mnie zbawieniem. Z początku mój stosunek do zdalnych lekcji był inny, teraz jednak wiele bym oddała, byleby w taki sposób kontynuować edukację. To prawda, że z poprzedniego roku szkolnego wyniosłam, jeśli chodzi o pewne przedmioty, niewiele, teraz jednak wzięłam się w garść, staram się być skupiona i nie marnować czasu. Nie tracę już do trzech godzin na dojazdy do szkoły w tę i z powrotem, w czasie przerw mogę położyć się na własnym łóżku, pogłaskać psa lub pogadać z ptakami - czy może być coś lepszego? Umiejętności odnalezienia się w grupie słabiej znanych ludzi też nie mam dużych (chociaż nie od zawsze i nie ze swojej winy) więc kolejny szkolny problem odpada.
Przejdźmy już do ptaków. Jeżeli chodzi o cyferki, to zaobserwowałam w tym roku jedynie 118 gatunków - najgorszy wynik życia ;). Z kilku powodów nie miałam czasu ani możliwości na podróże w ciekawe ornitologicznie miejsca. Jeśli chodzi o rzeczy ważniejsze, niż cyferki, było już znacznie lepiej. Ponownie odkryłam piękno lasów w najbliższej okolicy, doświadczałam wschodu Słońca nad łąkami w towarzystwie dziwonii, kszyka i świerszczaka, odbyłam najdłuższe jak do tej pory spotkanie z błotniakami łąkowymi, wiele razy wędrowałam do samego serca bagien.
Wycieczki przyrodnicze rozpoczęłam, gdy wiosenny lockdown zelżał i można było już chodzić do lasu. Wówczas można mnie było zobaczyć głównie w Kampinoskim Parku Narodowym - często przyjeżdżaliśmy tam o samym świcie. Moje przygody z Łąk Debelskich są opisane w tym poście - https://caelumboreale.blogspot.com/2020/06/na-akach-debelskich.html Oprócz tego bywałam na przykład w Granicy, gdzie rano, bez tłumów ludzi, jest naprawdę magicznie. Nigdy przedtem nie nasłuchałam się tak brzęczki i świerszczaka. Patrzyłam na kszyka tokującego nad samą moją głową, prezentującego najkunsztowniejsze ewolucje powietrzne w porannym Słońcu. Była tam też dziwonia, jak czerwona wisienka na torcie.
Nie mogło obyć się bez wyprawy do mojego ukochanego Złakowa Kościelnego. Bogactwo przyrodnicze tej okolicy zadziwia mnie za każdym razem na nowo - a przynajmniej zwykło zadziwiać. Jeszcze kilka lat temu wiosną w Złakowie obficie wylewała rzeka, co gwarantowało obfitość migrujących kaczek i siewkowych - stada batalionów można było obserwować dosłownie z paru metrów! Spotkało mnie tam wiele przepięknych chwil, obecnie jednak lata w Złakowie są coraz bardziej suche, a w tym roku brak wody osiągnął apogeum. O batalionach nie można było nawet myśleć, ba! zniknęły praktycznie wszystkie inne siewki oprócz jakichś dwóch smutnych czajek. Chyba umiera lub już umarło coś najważniejszego w tym miejscu - i dlaczego? Dzielnie trzymają się tam tylko rycyki. W tym roku też pierwszy raz obserwowałam tam błotniaki łąkowe.
Lato naznaczone było wypadami w różne miejsca. Spędziłam wspaniały czas nad Wisłą https://caelumboreale.blogspot.com/2020/08/kiedy-niebo-byo-nasze.html spędziłam też czas nad Bugiem, gdzie spotkałam przepiękną zielonkę żerującą na starorzeczu. Bardzo ruchliwy, interesujący ptak, moja "życiówka" i zarazem najciekawszy gatunek 2020.
Z jesieni (i zimy) pamiętam młodego kobuza, ale jesień była też rykowiskiem i regularnymi wyprawami do serca bagien. O dwóch ostatnich napiszę osobny post, gdyż w pełni na to zasługują. Przepiękne miejsce, nietknięta przyroda, poranne mgły w kolorze złota - czy może być coś wspanialszego?
To już chyba koniec. Zatem szczęśliwego Nowego Roku, a przynajmniej nie gorszego, niż poprzedni. Oby świat przyniósł Wam wszystko, co w nim najlepsze.
PS. Rozwijam swojego Instagrama https://www.instagram.com/caelum_boreale_/ i będę wdzięczna za odwiedziny. Zapraszam na jeszcze większą ilość zdjęć :).