W sumie wpis o nie wiem czym
 
 
~ Ptaszyna    |    dodano: 2018-08-25 16:07    |    ostatnia zmiana: 2018-08-25 20:22
W ramach walki z nudą panującą na Juniorze postanowiłam coś naskrobać. Przy okazji - odkryłam przed chwilą, że ta moja osobista stronka została właśnie „blogiem tygodnia”. Trochę w szoku jestem, zawsze miło :).

Jako, że jest już 25 sierpnia prawdopodobnie większość tu obecnych myśli już o szkole. Mamy wątpliwą przyjemność do niej chodzić, a potem będzie pewnie jeszcze tylko gorzej, hehe ;). Tegoroczne wakacje przeleciały mi jak z bicza strzelił. Na początku lipca obiecywałam sobie, że tyle zrobię, nie zmarnuję czasu, itp. - ale chyba każdy podejrzewa, jak to się skończyło. Ciekawszych ptasich obserwacji też nie miałam. Wiadomo, lato.

I tak właściwie można byłoby podsumować moje całe wakacje, ale uratowały je spotkania ze znajomymi, odpoczynek wśród mojego osobistego pierzastego stada (które, niestety, zmniejszyło się ostatnio) oraz dwa wyjazdy. Na początku sierpnia siedziałam na tak zwanym obozie naukowym - większość czasu spędzaliśmy tam wpatrując się w mikroskopy albo wykonując doświadczenia chemiczne, których równań reakcji i tak większość nie rozumiała (ale to szczegół). Mimo wszystko, było świetnie, z chęcią przesiedzialabym tam dwa tygodnie. Ptaków brak, oprócz dwóch mew oraz kowalika.

Polecieliśmy też do Porto na parę dni. Po przybyciu uświadomiłam sobie, że ja naprawdę mocno potrzebowałam śródziemnomorskiego klimatu :). Portugalskie krajobrazy są przepiękne, wspaniałe, cudowne, długo można by wymieniać. Domy okryte kwiatami, oświetlone mosty, w ogóle cała dolina rzeki Douro... Tylko na upały narzekaliśmy dość dosadnie. Na brak upałów (ostatniego dnia zrobiło się chłodno) w sumie też, tylko mniej.

Nasze Porto było miastem mew, brodźców piskliwych oraz kamuszników. Te trzy rodzaje ptaków obserwowałam tam niezwykle licznie - o ile nie dziwi to w przypadku tych pierwszych, to nieco zaskoczył mnie widok dwóch kolejnych, żerujących w sumie obok ludzi - na wybrzeżu Douro (piskliwce) lub na skalistych plażach Atlantyku (kamuszniki). Oj, napstrykałam im mnóstwo fotek z bliska, ale cóż zrobić, skoro nie mogłam się powstrzymać. 

Jeśliby ktoś z was wybierał się w te rejony i miał ambicje na zobaczenie ciekawszych gatunków, koniecznie powinien udać się do rezerwatu Ujścia Douro (w internetach najłatwiej wyszukać go pod hasłem „Nature Reserve Douro Estuary”). Rezerwat, podobnie jak nasze rodzime Ujście Wisły, obejmuje część obszaru rzeki, piaskowe łachy przy brzegu oraz teren otwarty z niską roślinnością. Nie jest to jednak dzikie miejsce w najpopularniejszym znaczeniu tego słowa - w okolicy Douro kręci się mnóstwo ludzi oraz łódek. Za jakąś ilość zamieszania odpowiada także położona w pobliżu tradycyjna rybacka wioska. Jej mieszkańcy w celu kultywowania swojej kultury robią rzeczy, wydawałoby się, prozaiczne - ubrania nadal piorą ręcznie, a następnie rozwieszają je na specjalnie do tego celu przygotowanych palikach. To urocze.

Ludziom ptaki nie przeszkadzają. Ptakom ludzie też nie. Na łachach w rezerwacie aż roiło się od mew, między którymi lawirowały małe siewki. Dla nas jednak (jakby inaczej) najciekawsze były czaple nadobne, które aktywnie polowały, zmyślnie skradając się w wodzie. Jedna z nich podeszła nawet całkiem blisko nas i wykręcając szyję, przyglądała się nam z uwagą. W Ujściu Douro byliśmy dwa razy. Za drugim nie obserwowaliśmy już ptaków tylko i wyłącznie na piaszczystych wyspach - postanowiliśmy się przejść do tej bardziej „kontynentalnej” części rezerwatu. Powitały nas tam kląskawki, nad głową przeleciała jaskółka rudawa, przy ziemi kręciło się natomiast stadko chwastówek. Takie małe, kolorowe świerszczaki - przynajmniej z wyglądu, bo chyba nie z pochodzenia ;). Bardzo szybko biegały i w ogóle robiły wokół siebie dużo zamieszania. Pomyśleć, że jeszcze niedawno znałam je tylko jako którąś tam z kolei ilustrację w atlasie, pustą oraz bez znaczenia...

Nie wiem, co w Porto było ciekawsze - awifauna czy ptaki. Tamtejsza mentalność jest zupełnie inna niż nasza. Portugalczycy, typowi ludzie południa, są przede wszystkim spokojni oraz wyluzowani. O ile nie muszą, to raczej nie pracują - podobno przeciętny mieszkaniec tego kraju zaczyna pracę dopiero po założeniu rodziny ;). Między innymi z tego względu wnętrza mieszkań w blokach wyglądają, jakby zatrzymały się w czasie 50 lat temu. Głęboki PRL, można by obrazowo określić - tylko, że tam PRL jednak nie sięgała ;). Ale przynajmniej wiadomo, o co chodzi.

Napisałam się, to może czas na małą reklamę. Ogólnie to prowadzę bloga - pasjaprzezobiektyw.blogspot.com - na którym piszę częściej niż tutaj. Jeśli się komuś nudzi, może zajrzeć. Aczkolwiek to dziwna strona, nie do końca polecam.

No, to teraz czas na Was. Podzielcie się wspomnieniami z wakacji!

Pozdrawiam
Ptaszyna