2010/2011
 
 
~ Lotna    |    dodano: 2011-01-03 16:43    |    ostatnia zmiana: 2011-01-03 21:24
Hm...korzystam z okazji i życzę Wam wszystkim Ptasiego Roku-
łapania w lot wiedzy bez długiego wkuwania,
śpiewająco zdanych sprawdzianów, klasówek, egzaminów,
fotografii najwyższych lotów,
zdrowia, ciepła i spokoju w Rodzinnym Gniazdku,
gołębich serc Przyjaciół i nowych znajomych,
skowronkowych nastrojów na co dzień
niezłych jaj podczas wakacji i wszystkich odbytych podróży
oraz zrozumienia i cierpliwości tym, którzy biorą Was pod swoje skrzydła;)
ale przede wszystkim pasji, która uskrzydla:))
Wszystkiego dobrego!


No to złapię dwie sroki za ogon i opowiem jeszcze, że dla mnie 2010 to był prawdziwie ptasi rok. Otworzył go oczywiście jerzyk Dolot i włączył mi jakiś "ptasi radar" w mózgu;D

Otóż w listopadzie w moim rodzinnym miasteczku znalazłam na dworcu PKS gołębia-chyba bardzo zmarzniętego, bo siedział skulony na stanowisku dla autobusów, nie reagował na ludzi tłoczących się obok, ani na rzucane mu przeze mnie okruchy śniadania (za to żywo reagowali jego kumple-którzy nie patyczkując się wiele-zlatywali się gromadnie i spod nosa wykradali mu wszystkie kąski). Koniec końców uznałam, że należy go stamtąd zabrać-początkowo się przestraszył, gdy go chciałam złapać, ale chwilę później już zupełnie się nie bronił i zasypiał mi w dłoniach-łapki miał lodowate. Tego dnia wyjeżdżałam, więc nie mogłam go wziąć do domu- ukryłam go jednak pod krzewem w swoim ogrodzie, przy leszczynie, tak żeby był osłonięty, ale jednocześnie żeby mógł się uwolnić; zostawiłam mu jedzenie (kaszę, ryż i wodę) i położyłam na styropianie, żeby mu było ciepło. Byłam przekonana, że nie przeżyje...ale kiedy parę dni później sprawdziłam to miejsce i okolice w promieniu parunastu metrów-nigdzie go nie znalazłam. Może odleciał....może go ktoś upolował-ale śladów krwi ani piór nie znalazłam, więc pozwoliłam sobie uwierzyć w tę pierwszą możliwość:) zresztą nawet jeśli go ktoś upolował- to przynajmniej się najadł...zawsze to lepsze niż śmierć pod kołami PKS-u.

Drugi przypadek zdarzył się we Wrocławiu-znależliśmy pod piekarnią całkiem żwawego i butnego gołębia, który jednak nie miał...ogona.  "Gołybek"-w takim mrozie miał całkiem goły kuper- wszystkie pióra wyrwane....może pies, może kot, a może przymarzł do lodu i sam je sobie wyrwał. Tak czy inaczej został wreszcie (po trudnym łapaniu jegomościa) zawieziony do schroniska dla zwierząt- na szczęście we Wrocławiu mają woliery, gdzie takie domowe ptaszęta, jak gołębie, kaczki i gęsi- mają schronienie. Z tego, co wiem- czeka teraz na odrośnięcie ogona i ...WOLNOŚĆ...oczywiście:)

I wreszcie trzeci przypadek (licząc od Dolota-to czwarty), miał miejsce na stawie w Jeleniej Górze na dzień przed Sylwestrem po nocy 17-stopniowego mrozu. Ptaki przymarzały do lodu na naszych oczach nawet po paru minutach siedzenia- a jednemu zdarzyło się przysnąć na dłużej.....Interweniowała Straż Pożarna. Możecie zresztą zobaczyć sami:
http://www.youtube.com/watch?v=CLUr1oYIa1Y

Jeszcze raz wszystkiego dobrego!