Hej!
Długo tu nie zaglądałam, trochę mnie szkoła przygniotła, ale mam nadzieję, że teraz znajdę trochę czasu. Ostatnio dużo rzeczy się działo. Zaczęłam się (oprócz ptaków) też trochę interesować kosmosem i dowiedziałam się mnóstwo rzeczy na jego temat, na przykład, że cztery tysiące lat świetlnych od Ziemi (rok świetlny to odległość, jaką światło pokonuje w rok, jakby co) jest planeta, która prawdopodobnie jest olbrzymim, dwukrotnie większym od naszej planety diamentem o masie piętnastu kwintylionów karatów.
No, ale to nie strona o kosmosie, więc nie będę więcej o nim nawijać.
Moją największą przygodą z ptakami w ciągu ostatnich kilku miesięcy było uczestniczenie w wypuszczaniu bielika na wolność. Żeby jednak móc tę przepiękną scenę oglądać, musiałam pojechać z tatą aż do Przemyśla. No, ale w końcu, jak się ma okazję takie coś oglądać na żywo, to czemu się nie zgodzić?
I pojechaliśmy. Bielik był w nowoczesnej lecznicy dla zwierząt (a! zapomniałam powiedzieć- trafił tam, bo zjadł zatrute mięso otrutego lisa - smutna historia:(. Po wyleczeniu i rehabilitacji miał znów powrócić do swojego naturalnego środowiska). Oprócz niego był tam również: mały osamotniony wilczek, lisica, myszołowy, orliki, samica błotniaka łąkowego, krogulec, puszczyki i puszczyki uralskie, pustułka i niezliczone stado bocianów (większość z nich była zdrowa, ale połapała się, że ma tam żarcie gratis i została na zimę), które chodziły sobie wolno, gdzie chciały.
Pojechaliśmy (z towarzyszącą telewizją itd.) nad stawy, gdzie "czekała" już kolonia bielików, wcześniej wypuszczanych w tym miejscu. Na "trzy - cztery" pan otworzył karton i bielik wyleciał, jak najszybciej mógł. To było piękne! Zdjęcia niedługo się pojawią w mojej galerii.
Nad stawami widziałam także czaple białe, siwe, czajki, zimorodka i szczygły. Zimorodek był za daleko, by zrobić ładne zdjęcie, ale przynajmniej widać, że to on.
W lecznicy mieliśmy jeszcze inne przygody, ale zamiast o nich opowiadać, po prostu wstawię zdjęcia.
Nigdy nie zapomnę tej przygody!!!
Co do życiówek, doszły tylko tracze nurogęsi, ale nie mam zdjęć, bo akurat zapomniałam aparatu, a telefon nie robi dobrych zdjęć. Mam nadzieję, że jeszcze je spotkam...
Tak czy inaczej, dużo się działo. A, i jakbyście mieli jakieś pytania, piszcie w komentarzach. Pozdrawiam, Koko. :)