Słońce przygrzewało jak nigdy dotąd. Leżałam sobie w klimatyzowanym pokoju hotelowym i pisałam książkę. Nagle przyszła mama wraz z szaloną propozycją, by wybrać się na drugą stronę zatoki. Tak właściwie nie była to propozycja tylko polecenie, więc w końcu ustąpiłam, choć, prawdę mówiąc, nie miałam za grosz ochoty, by tam iść.
Wyszliśmy z hotelu i przeszliśmy przez śliczną, długą i piaszczystą plażę. Potem trochę manewrowaliśmy na ostrych, czarnych skałach i dalej poszliśmy już udeptaną ścieżką obok morza. Fale rozbryzgiwały się o ogromne głazy i rzeźbiły duże jaskinie. Robiłam im zdjęcia, ale i one nie oddawały ich wspaniałości. Szliśmy jakąś godzinę w słońcu, lecz nie czuliśmy gorąca, bo wiał naprawdę mocny wiatr. Nagle coś śmignęło mi nad głową i w jednej chwili zorientowałam się, że to sokół skalny! Ptak kierował się w poprzek cypla. Pognaliśmy z tatą za nim, pomiędzy suchymi krzakami i niskimi drzewkami. Za jednym z nich zatrzymałam się i zaczęłam nasłuchiwać: dotarł do mnie śliczny śpiew i w końcu, przy pewnym wysiłku udało mi się ją dostrzec - dzierlatkę iberyjską. Była naprawdę duża i bardzo interesująca, pomimo burych kolorów. Po jakimś czasie przeleciała na sąsiednie drzewo, a potem odleciała na dobre.
Ruszyłam dalej śladami sokoła i nagle dostrzegłam przed sobą piaszczystą równinę. Na początku myślałam, że to równina, ale gdy poszłam kilkanaście metrów dalej, okazało się, że to klif o wysokości 20 metrów! Ciągnął się dalej, tworząc wielką zatokę.
I gdzieś tam ten sokół skalny miał gniazdo…
Mama poszła dalej, nawet nie wiedząc o klifie i sokole. Wiał straszny wiatr i bałam się podchodzić do krawędzi, bo mogłoby mnie z niej zwiać do morza.
• Tato! - krzyknęłam. - Złap mnie za nogę, bo muszę sprawdzić, co jest pod nami!
Podpełzłam do krawędzi, tata chwycił mnie za nogę, i wychyliłam się. Zobaczyłam kormorana siedzącego na skale w dole i zagiętą ścianę klifu. Ale ani śladu sokoła. Poszliśmy dalej, rozglądając się dookoła. Tata szedł nieco w tyle i co chwila komentował - a to, że za chwilę spadnę, a to, że mama woła z drugiej strony cypla…
• - Koko, miejsce, gdzie stoisz, wisi bezpośrednio nad morzem! - zauważył nagle.
• A! - szybko odskoczyłam w bezpieczne miejsce.
• - Mama się obraziła - powiedział znowu tata.
• O kurcze!- spojrzałam za oddalającą się mamą- No dobra, odpuśćmy sobie - odparłam, wiedząc, że jak mama się obraziła, to naprawdę przegięłam.
Ale i tak byłam zadowolona, choć znalezienie sokoła muszę przełożyć na następne wakacje.
W końcu dogoniliśmy mamę, która powiedziała tylko:
• Konstancja, jeśli nie będziesz mieć udaru, to będzie święto.