Wietrzę zmiany...
 
 
~ Kawka13    |    dodano: 2014-02-25 21:49
... czyli to i owo o kawczej konspiracji.

Dobra noc!

A jakże, bo większość z Was już grzecznie śpi (albo niegrzecznie nie śpi, ale siedzi z laptopem pod kołdrą udając przed rodzicami, że już śpi :)). Tak czy owak. Wietrzę zmiany, oj tak.

Właśnie, mimo lekkiego nieogarnięcia i bycia nieprzytomnym (raz, że jestem na antybiotyku, dwa, że chora, a trzy, że zmęczona) kombinuję nad nowym nagłówkiem bloga, będzie też nowy tytuł bloga (Kawki pachną lekko stęchlizną, bo w końcu się z nimi rzadko widuję ostatnio, chyba, że na kartkach papieru). Kolor się nie zmieni raczej, bo go uwielbiam. A co!

Co prawda wpisy się nie zmienią, ale ciężko nagle zmienić styl pisania - tym bardziej, że ten mi się jak najbardziej podoba i całkowicie mnie zadowala. Mogę tylko zdradzić (bo to niespodziewanka jest), że nowy nagłówek będzie bardzo... złowieszczy. Z lekka gangsterski. A trochę magiczno-czarownicowy.

Ostatnio mam dziwną tendencję do pisania dziwnym językiem, którego sama do tej pory nie znałam. Z dużą ilością dziwacznych neologizmów.

Ilość ptaków drapieżnych w mojej okolicy niepokojąco się powiększa, albo też, jak kto woli, niepokojąco się rozpanoszyła i jest na tyle bezczelna, że ostatnimi czasy moja mama widziała "jakiegoś jastrzębiowatego" *w książce znalazła, co to było, ale zapomniała jak się nazywało, a książkę tak gdzieś posiała, że teraz nie sposób się dowiedzieć...* siedzącego sobie na starej sieczkarni pół metra za oknem. Owo coś siedziało te pół metra za oknem i z lubością i niebywałym zainteresowaniem oglądało telewizję. A za szybą parcie na szkło miała Aga, ujadając i warcząc na owego przybysza. No nie mogła znieść, że on tam sobie tak beztrosko siedzi i bezczelnie wlepia w nią paczałki. Mama podeszła, on ją zobaczył to wlepił paczałki w nią, i tak sobie obserwowali jedno drugie przez parę ładnych minut, mama przy tym usiłowała uspokoić Agę. Po paru minutach spokojnie, jak gdyby nigdy nic sobie ptaszysko poleciało. Bez strachu. Taki tam drapol, chciał zobaczyć co to za ufoludki za szybą mieszkają.

A w karmniku mamy sikorki i adoptowanego wróbla. Słowo kawki zbożowej! Bogatki dziobią tylko dzięcioły, wróble, sójki, modraszkę... ogólnie to wszystkich, poza tym jednym cwanym wróblem. On na prawdę jest adoptowany. Wydaje mu się, że jest sikorką i nie rusza w ogóle ziarna, w przeciwieństwie do swoich żarłocznych (a przy tym jedzących jak prosięta) pobratymców, za to wcina słoninę. Biedny, nie umie sobie z nią radzić, bo w genach jednak ma co innego niż myśli, że ma...

To jak z tym bażantem, co chyba go sójki adoptowały, co rok czy dwa temu siedział chyba z 7-8 metrów nad ziemią na niezbyt grubej gałęzi i najwyraźniej myślał, że umie latać...

Nic bardziej mylnego.

No teraz to skisłam, na tym nowym nagłówku jedna kawka (bądź kawek) mi wyszła jak Leoś DiCaprio...

Dobra, idę się bardziej przyłożyć, bo jeszcze następna kawka mi wyjdzie jak Robert Downey Jr...

(ale Iron Kawka nie brzmi tak dobrze jak Iron Man)

Tak więc spodziewać się proszę w najbliższej przyszłości (np. jutro) takowych zmian. Ciekawam, co powiecie...

Pozdrawiam i życzę ciepłego wieczoru,
Kawka