Wyjazd niekontrolowany...
 
 
~ Kawka13    |    dodano: 2013-05-07 17:31
... czyli to i owo o majówce.

Dzień dobry!

Ale gorąc, matko. Autobus, jak wracał z nami ze szkoły, jechał całą drogę z otwartymi drzwiami, bo było potwornie gorąco. Ja jeszcze z bluzą w ręku i ciemnych ciuchach, bo rano kapało i bałam się, że będzie zimno. NIC BARDZIEJ MYLNEGO. Złośliwość losu, kreatywność i głupota ludzi - 3 rzeczy, które nie przestaną mnie zadziwiać.

Także tego.

Miałam się szlajać po Krakowie, a pojechałam do Chlewisk do zamku. Zn. pałacu, jak zwał tak zwał. Ten, co się palił, w każdym razie. I zjedliśmy tam obiad w restauracji - tj. ja, moja przyjaciółka i jej rodzice. Na drugie danie czekaliśmy godzinę... Żartów i śmiechu co nie miara, co to mogło się kucharzowi przytrafić.

I nie żałuję, bo jak zobaczyłam korek i lemingi stojące w nim, ze strony Zakopanego w stronę Warszawy, to od razu mi przeszło rozmyślanie o Krakowie w ostatni dzień majówki.

Dziękuję za blog tygodnia! Bo o ile dobrze widziałam, to znowu jest...

Szpaki straszą mnie nie mniej niż pająki, bo idę sobie grzecznie i spokojnie obok ściany wschodniej domu, a tu FRUUUUUU znienacka, tuż nad moją głową - szpak. Zapominam notorycznie, że tam mieszkają i obydwie strony zaliczają zawał serca. Jaskółki za to wyniosły się ode mnie chyba na dobre, bo wszędzie są, tylko nie u nas. Paradoksik.

A jaką tłustą sójkę widziałam w tych Chlewiskach... Latać - w ogóle mowy nie ma! chodzić - ledwo może. Tak jak wrony w Warszawie. Wrony, które są wielkości kur zielononóżek i latanie sprawia im potworną trudność.

Mama ze śmiechem i zachwytem obserwowała w poniedziałek (jechałyśmy na przystanek autobusu szkolnego), jak tuż nad drogą na czubek drzewa wbiegała wiewiórka, po czym przeskoczyła na gałęzie drugiego. Pierwszy raz obie coś takiego widziałyśmy, wyglądało prześmiesznie. Wiewióra, ale ty sobie lepiej jakiś kask załóż, albo najlepiej czapkę pilotkę i gogle, jak lotnicy.

Komentarz mamy po jej skoku "Ssskubana!".

Moja wychowawczyni jest na zwolnieniu, przydzielili nam tymczasowo na wychowawstwo panią od polskiego, a grupę z angielskiego, rozszerzoną - rozdzielili pomiędzy pozostałe 3 grupy podstawowe. Ku mojej uciesze dostałam się do pani, która uczy mnie również rosyjskiego. Koledzy pytali nas ciągle "Jak po pierwszej lekcji?" bo znana to grupa z gadania i rozrabiania, kiedy u nas jest dość cicho. A powiem, że fajnie było.

Koleżanka czyta z podręcznika tekst na ocenę. Pani komentuje, że strasznie rząd przy oknie szumi. Przed samym dzwonkiem czytać zaczął drugi kolega. W tym momencie za nim słychać "Szzzzzzzzzzz" wydawane przez kogoś. Kogoś. Pani woła "Karol!". Karol z pretensją i zdziwieniem w głosie "Ale to nie ja!".

Zaczyna mi się podobać. A z rosyjskiego ostatni raz udało nam się jak na razie uciec od kartkówki ze słówek. Będzie manto, jak się nie nauczymy, a jest tego mnóstwo...

Najbardziej przerażające ucznia gimnazjum słowo po rosyjsku? Liceum ogólnokształcące. 

Znikam bo jakieś burze idą w moje strony. Strachaśna ekipa pozdrawia i życzy miłej nocy bezburzowo-bezdeszczowej.
~Kawkoszpak