... psik(us).
Dzisiaj będzie spam totalny, bo będzie baaardzo nie na temat.
Po pierwsze: dzieeeń ... niech będzie dobry, ale nie dla mnie. Oby dla Was lepszy.
Po drugie: jestem chora. Od tygodnia męczy mnie coś, a od 3 dni mam wysoką temperaturę. Dzisiaj się było u lekarza... Grypa niby, ale jakaś wyjątkowo nieprzyjemna. Prochy, prochy, syropy, aerozole i jeszcze raz PROCHY. Zwariować można - na dzień dobry po powrocie do domu wzięłam... Moment, niech policzę... 6 leków. Na raz. Wszystko zgodnie z zaleceniami pani doktor. Ale po nich ustąpiło mi trochę. A jakie fajneee tabletki na gardło dostałam... nie jestem pewna, jakiego są smaku bo miałam, biorąc je, jeszcze zatkany nos i mój węch ograniczył się do 10%, ale chyba o smaku coli. Taaakie to ja lubię!
No więc tyle o moich jakże ciekawych stanach fizycznych. Jeśli chodzi o stany psychiczne, to ciekawie nie było, wizyta u lekarza mnie nieco pocieszyła bo czekałam na nią jak na zbawienie. Nie chciałam siedzieć w sobotę przez 3-4 godziny na izbie przyjęć w szpitalu, więc musiałam poczekać do poniedziałku. Wracając od lekarza wstąpiliśmy jeszcze na pocztę w Bodzentynie więc w czasie jazdy miałam okazję (miałam też nosa - wzięłam telefon, żeby słuchać muzyki) słuchać utworu, który w duecie z norweskim krajobrazem górzystej okolicy wywoływał dreszcze. Ogólnie moje samopoczucie już od wczoraj ma się nieco lepiej dzięki temu, że wróciłam do słuchania muzyki, bo w sobotę właściwie tego nie robiłam. A ja jestem bez muzyki jak ryba bez wody. Ot, co.
Spam spamem, ale coś trza dorzucić... bardziej ptasiego coś.
Dzisiejsza obserwacja - tata wskazał mi wywalone spod śniegu fragmenty podgniłej trawy i ziemi. Stwierdził, że to gawrony. Nie chciało mi się wierzyć, ale faktycznie ślady były wokół jedynie gawronie. Znam już przypadki, co gawrony wyprawiają (patrz starsze posty, ok. lato - jesień 2011) z orzechami, ale takie "dołki" wyryte na głębokość ok. 4-5 cm to pierwszy raz na oczy widzę. Wygląda na to, że ryły dziobami... Dziwne, doprawdy.
"Dziwne" <-- podsumowanie stulecia...
Sama siebie zaskakuję. Ale tylko czasami.
Aga jakieś pół godziny temu weszła do salonu z kuchni, trzymając coś w zębach. Ja ci patrzę, a ona ma w pysku wielkiego ziemniaka. Przepychała się z mamą kiedy ta obierała ziemniaki na obiad, po czym znikła - ale zrobiła to na tyle profesjonalnie, że mama ze śmiechem i lekkim zdziwieniem stwierdziła, że nawet nie zauważyła co, jak i kiedy. Z resztą, czego ten pies nie robi. Dwa dni temu: siedzę sobie (a raczej leżę i zdycham) na kanapie w salonie, patrzymy z mamą w telewizor. Nagle stwierdzam, że pies uparcie wpatruje się w sufit (wspominałam już, że Aga również ogląda telewizję, śledzi gry komputerowe i moje Angry Birds na telefonie?). Nagle zorientowałam się, że na suficie w pół ciemnym pomieszczeniu znajduje się świetlisty "zając" - odblask światła lampki od ekranu telefonu, który trzymam na kanapie. Ja się ruszałam to i zając po suficie się przemieszczał. Gdy zorientowałam się, że to o to chodzi, złapałam telefon w rękę. Zaczęłam puszczać zające masowo, które zdawały się szaleńczo biegać, skakać. Agi głowa uparcie podążała za nimi. W pewnym momencie otworzyła pysk i nadal śledząc światło wzrokiem, kłapała zębami. Najlepszy numer zrobiła, kiedy puściłam zająca na jej fotel, a ona próbowała owe światełko zagryźć i uderzyła się w nos.
Ot taka anegdota.
Znikam i już nie truję.
Aaa i przede wszystkim - dziękuję za blog tygodnia! :)
~Kawka