Przygody Kawcze - zakończenie...
 
 
~ Kawka13    |    dodano: 2012-12-31 10:06    |    ostatnia zmiana: 2012-12-31 10:11
... i chciałoby się napisać "żyli długo i szczęśliwie".

Wzięło mnie na sentymenty. Jak zobaczyłam te porozrzucane po świecie rozdziały nigdy nie skończonej opowieści... postanowiłam, że trzeba to ostatecznie zaakcentować, dokończyć. Dać ostatni kierunek opowieści, która powinna umrzeć śmiercią naturalną.


 Nina patrzyła pustym wzrokiem w blokowisko, przez lekko zaparowane okno swojego nowego pokoju. Łzy znów pchały jej się do oczu. Pokochała swój dom na wsi... I musiała się z nim tak gwałtownie rozstać. Straciła wszystko, co miała. Uratowała przed ogniem tylko jedną rzecz - zdjęcie jej i Alutki.

 Scoobyego udało się uratować. Nikt z rodziny nie ucierpiał. Nina patrzyła teraz już nie w bloki, ale w las na horyzoncie - ten las, przy którym mieszkała. Dom był ubezpieczony - odbudują go i wrócą na to miejsce. Chwilowo jednak muszą mieszkać tutaj, w mieście, w mieszkaniu wujostwa.
 Nina miała już siedemnaście lat. W przyszłym roku miała świętować pełnoletność. Miała świętować to ze swoją przyjaciółką, kochaną ciemno-piórą, skrzydlatą towarzyszką. Czy to już koniec historii, koniec wszystkiego? Tak, to był koniec... lecz chwila, czy aby na pewno całkowity? Jej już nie ma - to pulsowało w głowie dziewczyny złowrogim i bezlitosnym echem. Nie było jej już na ziemi - lecz kto wie, czy nie szybuje teraz gdzieś w zielonej krainie razem z Danką i Adrianem? Trójka nierozłącznych przyjaciół, byli zawsze razem - i sikorka, i dzięcioł podążyli za swoją przyjaciółką, by ją ratować. Poszli razem tam, gdzie Nina za nimi pójść nie mogła.
   Nina spojrzała się w stronę drzwi. Koło łóżka, na posłaniu z kilku szmat i poduszek leżał jej wierny Scooby. Jego łeb spoczywał na łapach, wydawałoby się, że leży spokojny i czuje się bezpiecznie. Ale gdy się głębiej przypatrzeć jego bursztynowym oczom - wypełniały je żal, bezsilność i tęsknota.

  Kilka lat wcześniej, tu niedaleko - pewna nastolatka znalazła pisklę. Małe zwierzątko, zdawałoby się bez szans na przeżycie. Pisklę, które wyrosło na przyjaciela całego świata. Ptak, a jednak bliski ludziom tak jak człowiek. Wierny jak pies, odważny jak lew i gotowy poświęcić się dla przyjaciół. 


  Nina zamknęła oczy. Przed oczami miała płonący dach, pękające szyby, płonące podwórze, jeden z samochodów. Po chwili nadjechała straż. Ogień szalał, zdawał się mieć wyszczerzone, umoczone krwią kły, potężne łapska sięgające pazernie po wszystko w otoczeniu i złośliwe, chytre oczy. Dziewczyna szarpała się, lecz nie dopuszczono jej do domu. Nad ranem weszła w zgliszcza domu. Znalazła trzy zwęglone ciałka. Wszystkie trzy koło siebie.
- Już czas. - powiedziała delikatnie mama Niny, stając nagle koło niej i kładąc dłoń na ramieniu córki.
Pojechały do lasu, w którym tyle przygód spotkało paczkę przyjaciół. W którym Daniel zranił Alutkę, w którym mieszkał Filip. Stanęły w środku drogi przez las. Nina powoli wyszła z samochodu z kamienną twarzą. W ręku kurczowo trzymała małą urnę. Nad głową przefrunęły jej kolejno - sójka, bocian i puszczyk. Ten ostatni siadł na drzewie z wielką dziuplą. Za drzewem teren coraz gwałtowniej opadał do dużej doliny porośniętej gęstym lasem sosnowym. Nina stanęła na krawędzi "urwiska". Otworzyła urnę i zamaszystym ruchem wysypała prochy do doliny.
- Spoczywajcie tam, gdzie pozostały wasze serca. - powiedziała cicho. Puszczyk odleciał pohukując żałobnie. Mama Niny westchnęła ciężko siadając na masce samochodu. Zakryła twarz dłońmi i zaczęła cicho płakać. Nina stała nieruchomo. Pojedyncze łzy zaczęły powoli spływać po jej policzkach. Słońce wyszło zza chmur. Oświetliło dolinę mocnym snopem światła. Nina uśmiechnęła się lekko.
- Kocham cię, Aluś...