Jak Kawka za morze...
 
 
~ Kawka13    |    dodano: 2012-12-25 10:07
 ...czyli to i owo o moim lenistwie.

Odcinek któryśtam (bodaj 8) straszenia.

No więc przede wszystkim spóźnione Wesołych Świąt i przedwczesne Szczęśliwego Nowego Roku.

Kawka miała napisać i od tygodnia się za to zabierała jak ta sójka za morze (swoją drogą; nie wiem, jak moje sójki wybrałyby się za morze, bo są tak spasione że latać nie mogą) ale jakoś jej nie szło. No co za leń z tej Kawki!

Mój dom jest otoczony. Przez HORDY wróbli. Codziennie ... nie, nie zjadają - rozsypują cały słoik ziarna z karmnika na śnieg, po czym go nie zjadają. Wróble! Do kurzej stopy, kto was uczył kultury?
Sójka za to kombinuje na wszelkie sposoby, jak tu wyjeść sikorkom słoninę - wisi do góry nogami (karmnik jest dla niej ciut przymały, szczególnie że to Bronkowicka sójka, tj. sójka nienaturalnie duża i do tego tłusta), to znowu podfruwa i usiłuje siąść jakoś na kołkach przy słoninie. Kot z parapetu patrzy, jak obiad mu się nadziewa - sikorki bogatki, modraszka, wróble, sójka i nie jestem pewna, ale ostatnio chyba mignął mi dzięcioł średni. On akurat jest stałym gościem w karmniku (zn. był przez dwa ostatnie lata, coś w tym roku go właśnie nie widuję) i ogólnie w ogrodzie, choć biedaczka dość często przeganiają zielono-czarno-żółte bombowce (czyt. bogatki). Te to też osobna sprawa - są dwa razy większe niż normalna sikorka bogatka. Ale mają dobrobyt. Tak samo wróble - w życiu moim prawie 16 letnim nie widziałam tak gigantycznych wróbli.

Ponadto moje obserwacje ostatnimi czasy zwiększyły się o potwornie tłustego gawrona, który był wielkości moich zielononóżek i przekomicznie wyglądał siedząc na drutach niskiego napięcia - drut nagle obwisł znacznie w dół. Gawron błyszczał się jak wypolerowane srebro. A tydzień temu udało mi się wreszcie kogoś (lub coś, jak komu wygodniej określać) wystraszyć - była to kurka bażanta, która w popłochu uciekła z pola i lotem jednostajnym prostoliniowym (bo jak wiadomo bażant nie skręca) wpadła w drzewa, krzewy i krzaczory po drugiej stronie drogi; myślałam już, że zaliczy kraksę z drzewem, ale siłą woli udało jej się je ominąć. Spadła w jakąś mniejszą kupkę śniegu, otrzepała się po czym pobiegła w głąb lasu. Czy to tylko moje subiektywne wrażenie, czy zielononóżki i bażanty biegają jak te małe dinozaury? Nie pamiętam nazwy, ale zdaje się najmniejsze one były - chyba 1,5m wysokości czy jakoś tak.

Kiedy człowiek nie ma weny - ma czas. Nie ma czasu - wena powraca. To zaczyna być wkurzające, bo mam ostatnio deficyt czasowy, dzisiaj muszę na zajęcia piątkowe (przygotowuję się do szkoły plastycznej, liceum znaczy, na którym bardzo mi zależy) zrobić min. 2 martwe natury farbami i jedną jeszcze min. ołówkiem. Te dwie to dzisiaj zrobię bo się szybko robi... ale rysunek będzie wyzwaniem. Oj, rety rety.

No cóż, to chyba tyle. Przynajmniej na razie.

Standardowo do zobaczenia w wersji lux. :)

~Kawka aka Tiga