- Alutka! - szepnęła przejętym głosem Nina. Gdy Daniel zaatakował ją,
upadła nieprzytomna. Jednak szczęśliwie do lasu furmanką jechał tata
znajomego Niny, który mieszkał dwa domy dalej od nich. Przegonił
myszołowa, wziął delikatnie nieprzytomną Alutkę i zawinął w swoją
kamizelkę. Zawiózł ją niezwłocznie do weterynarza i równie szybko
zadzwonił do rodziców Niny. Ci przyjechali zaraz do miejscowości, gdzie
mieściła się lecznica. Tak więc Alutce się BARDZO poszczęściło.
- Możecie państwo zabrać kawkę do siebie. Ale przez najbliższy tydzień
albo nawet dwa nie wolno jej wypuszczać, bo kolejnego ataku myszołowa
nie przeżyje.
Alutka bardzo źle znosiła te warunki. Nawet lufcik nie był drogą
ucieczki - Nina zawiesiła tam siatkę, przez którą Alutka mogła
przełożyć tylko głowę. A więc nie było żadnej możliwości ucieczki.
Pewnego dnia Alutka siedziała na oparciu krzesła i szlochała nad swoim
losem. Wtedy usłyszała piskliwy głosik:
- Alutka, nie płacz, ćwir, ćwir!
Kawka spojrzała w stronę lufciku. Danka, jako że była sosnówką, czyli
bardzo małym ptaszkiem, przechodziła właśnie przez siatkę zawieszoną
przez Ninę.
- Danka! - szepnęła.
- Danka, a jak, ćwir, ćwir! Miałam zostawić moją najlepszą przyjaciółkę samą? O nie, ćwir, ćwir!
- Dzięki... - zarumieniła się kawka.
Cały dzień, kiedy rodzice i Nina byli poza domem, bawiły się,
rozmawiały, latały i śmiały się. Filip i Adrian obserwowali to z
parapetu. Późnym popołudniem Danka poleciała do siebie.
Alutka wieczorem, kiedy kładła się spać, zrozumiała, że prawdziwi
przyjaciele nigdy nie opuszczają w potrzebie. Była pewna, że właśnie
tacy przyjaciele ją otaczają.