Koniec ukochanych
ferii... Nadszedł ich koniec... A ja znowu nie mam czasu na ptaki. Jedynie w
weekend mogę sobie wyjść do parku i poobserwować to i tamto. Ale to nie to
samo, gdy można było wychodzić codziennie i oglądać swojego pierwszego w życiu
leucystycznego kosa przez całe dwa tygodnie... ''Leucyzm to zaburzenie, polegające na niedoborze
barwnika w piórach, skórze...'' - jak to napisała sowa :).
W ostanie dni ferii byłam z tatą w sklepie
po karmnik i jedzonko dla ptaszków, które czasami przylatują na nasz balkon.
Karmniki były, oczywiście. Ale po karmie ani śladu (no ludzie!). Ja sama takiej
karmy nie umiem zrobić. Robiłam jak byłam u babci, to nic nie zjadły... :( Czyli
ogólnie z zakupów wyszła tak zwana KICHA...
Teraz wszystkie ptaki się jakby schowały.
Jedynie kaczki w parku nadal ślizgają się po swoim lodowisko - stawie. I
jeszcze dzięcioł stuka w gałąź przez piętnaście minut. A tak to raczej nic...
Chciałabym zobaczyć jakieś nowe gatunki, których jeszcze nie widziałam, np:
czeczotkę. Ale raczej takich okazów nie zobaczę na mojej ulicy całej zapchanej
samochodami i ich trąbieniem. Wątpię, że nawet w parku będą...
No nic... Czekam na cokolwiek i oczywiście
na wiosnę, której już nie mogę się doczekać. Do lata trochę dalej, więc lepiej
czuwać na jakieś bliższe pory roku.
POZDRAWIAM I ŻYCZĘ SUPER FERII TYM, U
KTÓRYCH WŁAŚNIE SIĘ ZACZĘŁY!
:)