Wczoraj wróciłam z trzydniowej wyprawy z Beskidu Żywieckiego.
U podnóża góry, na której miałam obserwować ptaki było wszędzie pełno śniegu, a szczyty okryte były białym płaszczem. Na ośnieżonym polu żerował drozd obrożny (mój 143 gatunek). Bardzo się ucieszyłam z tego spotkania, ponieważ był to początek mojego wypadu, a już trafiła się pierwsza życiówka.
W połowie drogi na szczyt, gdzie było schronisko, usłyszałam zniczki. Niestety ich nie wypatrzyłam, bo gałęzie drzew wyglądały tak.
A tak wyglądał szlak.
Kiedy byłam w schronisku najpierw poszłam odpocząć, a potem poczłapałam rozejrzeć się za ptakami. Nad polanką koło schroniska latały dwa kruki. Wszędzie było pełno zięb, na drzewie koncertował drozd obrożny.
Kiedy wstałam następnego dnia najpierw poszłam zobaczyć co widać za oknem. Oto co widziałam.
Kiedy wyszłam ze schroniska przywitał mnie śpiew drozda obrożnego. Ujrzałam przepiękny wschód słońca.
Zobaczyłam też „granice między zimą, a wiosną”. Patrząc z miejsca gdzie stałam po kolana w śniegu widziałam w oddali zielony krajobraz.
Czy może być piękniejszy widok?
Zauważyłam, że na polanę przyleciała grupka ptaków, rozpoznałam (głównie po śpiewie) świergotki łąkowe(mój 144 gatunek).
Bardzo zadowolona obserwowałam tę gromadkę. Mogła podziwiać ich śpiewy tokowe i coś co było, albo tańcem lub zwykłą bójką.
i przeganianiem się
Na polanie pojawiały się również świergotki drzewne. Nie wiem czy powyższe przeganianie było między tymi dwoma gatunkami. Świergotki drzewne (mój 145 gatunek) obserwowałam głównie na granicy lasu i w lesie, oznaczając je po śpiewie.
Na skraju lasu koncertowały zięby i pokrzywnice (mój 146 gatunek)
Pokrzywnicy wypatrywałam od bardzo dawna, wszędzie, gdzie byłam w górach. Wstyd, by było wrócić bez jej zobaczenia do domu.
W lesie królowały sosnówki i pokrzywnice. Niespodziewanie usłyszałam stukanie dzięcioła. Bardzo długo nie umiałam go wypatrzeć, ale się udało.
Był to dzięcioł trójpalczasty (mój 147 gatunek).
Wracając do schroniska widziałam dużo pokrzywnic i świergotków.
Później przy schronisku znalazłam ślady głuszca.
Idąc wzrokiem po śladach zobaczyłam...
Był to dostojny kogut głuszca (mój 148 gatunek). Głuszec szedł sobie głośno śpiewając.
Człapał, człapał i śpiewał. Schodząc pod schronisko, zatrzymał się jakieś 50 metrów od schroniska. Wszedł na pieniek i prześpiewał cała swoją pieśń.
Usłyszałam klapanie, trelowanie, korkowanie i szlifowanie.
Głuszec pokazywał cały swój majestat.
Obserwacje prowadziłam stając przy samym schroniska. Ale jest to słynny głuszec, dla którego schronisko jest rewirem tokowym, a turystów traktuje chyba jak inne koguty :-)
Pod wieczór usłyszałam głos sóweczki. Niestety nie udało mi się nigdzie wypatrzeć tych ptaków, choć słyszałam je wielokrotnie.
Schodząc z gór udało mi się zobaczyć zniczki (mój 149 gatunek) najpierw myślałam, że to mysikróliki, ale wyraźnie zobaczyłam dwa białe paski na ich głowach.
Spotkałam również jarząbka (mój 150 gatunek) rozpoznałam go po głosie.
Wraz z wysokością zmieniała się cała przyroda. U góry panowała zima, było pochmurno i zimno.
Czym niżej było bardziej wiosennie i spotykałam coraz więcej ptaków bogatki, modraszki, strzyżyki, pierwiosnki, trznadle, kopciuszki, czyże, szpaki i mysikróliki, które usiadły nad moją głową, gdy jadłam kanapkę. Zaczęły pojawiać się pierwsze kwiatki
I było bardziej zielono i ciepło.
Bardzo podobało mi się w krainie dwóch pór roku.