Dziś razem z mamą poszłam na spacer brzegiem zatoki. Lód na morzu jeszcze nie całkiem odtajał. Na początku nie do końca ciekawie się zapowiadało; ledwo kilka ptaków wróblowych było w krzakach. Jednak po jakimś czasie zobaczyłyśmy daleko na lodzie i niezamarzniętych skrawkach wody grupki ptaków. Niestety z powodu sporej odległości nie mogłam się im przyjrzeć, wiedziałam tylko, że są tam krzyżówki, łabędzie nieme, mewy i gągoły (albo czernice). Po jakimś czasie przeleciał jakiś ptak. Przez lornetkę udało mi się zobaczyć, że to prawdopodobnie samiec błotniaka; nie wiem jednak czy to był łąkowy czy zbożowy. To był mój pierwszy błotniak, tylko szkoda, że nie udało mi się określić jaki. No cóż, pewnie będzie jeszcze sporo okazji do obserwacji błotniaków. Nagle mama pokazała mi jakiegoś ptaka, płynącego przed nami przy brzegu. Podniosłam lornetkę i okazało się, że to... piękny samiec rożeńca (mój pierwszy w życiu!). Napełniło mnie to nowym zapałem i entuzjazmem, więc z radością ruszyłam przed siebie. Po jakimś czasie moją uwagę przykuła niewielka gromadka kaczek z brązowymi główkami. Okazało się, że to świstuny. Najpierw pomyślałam o głowienkach, ale w końcu okazało się, że to świstuny. Przez całą wycieczkę przyglądałam się uważnie łabędziom, a właściwie to ich dziobom. Chciałam zobaczyć, czy aby nie ma tam jakiegoś krzykliwego. Przez długi czas widziałam same nieme, ale w końcu dopięłam swego; po zatoce pływało stadko ł. krzykliwych. Wtedy z mamą skręciłyśmy, by dalej wracać już do domu przez wieś. Jednak zanim dotarłyśmy na chodnik, minęłyśmy bogatki buszujące na ziemi wśród przewróconych trzcin. Trochę się z mamą zdziwiłyśmy, bo to raczej nietypowe miejsce dla sikor. Ale, jak widać, za żarełkiem to ptaki i na drugi koniec świata polecą ;)
Bardzo mi się ten spacer podobał. Na moją listę roku doszły trzy gatunki, a na życiową jeden. Jestem bardzo usatysfakcjonowana :)