Witajcie! Chciałabym wam dzisiaj napisać, co stało się u mnie na podwórku szkolnym.
Siedziałam sobie na podwórku z koleżankami, aż nagle jedna mówi, że musi już iść. Nie minęły jednak dwie minuty, od razu do mnie dzwoni i mówi, że dwóch chłopaków trzyma ptaka. Włączyłam się w stan alarmowy i od razu tam poleciałam. No i widzę, dwóch chłopaków trzyma w rękach podlota kawki. Przeraziłam się i zdenerwowałam i zapytałam, dlaczego złapali tego ptaka. Oni powiedzieli, że siedział sobie na drzewie i nagle chciał wystartować do lotu, ale wtedy nie poleciał lecz opadał w dół. Oni go złapali i mówili, że ma złamane skrzydło i że w ogóle się ich nie boi. Zrobiłam się czerwona, bo przecież nie wszystkie podloty już latają i zwykle nie boją się ludzi. Powiedziałam, żeby pokazali te ,,złamane" skrzydło. Nie zgadniecie co to było! Lekko naderwane piórko! Powiedziałam, że to nie złamanie, lecz zniszczone piórko i mówiłam, żeby wypuścili tego ptaka, bo to podlot, i jest jeszcze pod opieką rodziców. Oni mi nie uwierzyli i dalej swoje. Zadzwonili do wszystkich weterynarzy w mieście, a kawkę ciągle ściskali w ręku. Niestety, jeden weterynarz odebrał. Oni wtedy wszystko powiedzieli i do niego poszli. My jednak ciągle za nimi szłyśmy i mówiłyśmy że mu nic nie jest. A oni zaczęli wyrywać kawce lotki (!) w nas rzucali i mówili, że mamy na pamiątkę. Skończyło się tym, e kawka zostawała wypuszczona na wolność wieczorem, z naderwanym skrzydłem, powyrywanymi lotkami z zapachem człowieka. :(
Już nie mogę się doczekać, kiedy kawki i inne ptaki dorosną, bo jako podloty, niektóre przeżywają niezbyt miłe przygody.
Pozdrawiam,
Ararauna.