Witajcie kochani!
Nadeszła wiosna. Czas zmienić skórkę bloga na zielono.Zgłosiłam
już obserwację bociana do Spring alive. Jestem na Mazurach, a moje nogawki
bardziej przypominają błoto, nie materiał J.
Dlaczego? O tym musicie przeczytać.
Wczoraj kolega taty ,
który pojechał tu z nami pokazał nam na swojej posiadłości rozlewisko i
strumyczek. To był naprawdę raj dla ornitologów. Rozlewisko było dość płytkie,
czyli świetny teren dla brodzących. Zbliżyłam się do niego i… fru! Stadko jakiś
ptaków wyleciało w górę! Wzięłam lunetkę (oczywiście zapomniałam lornetki) i
zobaczyłam długie dzioby. To musiały być jakieś bekasowate (biegusy albo jakiś
brodziec). Niestety latały długo i nie mogliśmy tam zostać. Kolega taty pokazał
nam miejsce, w którym spotkał się z sową na 30cm odległości. Potem poszliśmy do
stodoły szukać wypluwek ( u nas na terenie znaleźliśmy wczoraj w dwóch
miejscach) ptaków drapieżnych. Nic. W drodze powrotnej śpiewał skowronek, a jak
zrobiło się ciemno widziałam nietoperza. To było wczoraj.
Dziś rano wyszłam obserwować śpiewy ptaków. Pierwszy raz w tym
roku zauważyłam znajomą pliszkę siwą, która –jak zwykle- machała ogonkiem. Pięć
starych dębów przy domu to prawdziwa oaza zakochanych ptaków. Zatrzęsienie
trznadli, szpaki, sikorki, mazurki, a nawet dziś były dzięcioły.
Niespodziewanie zaczęło padać. Po śniadaniu przestało i poprosiłam tatę by
pozwolił iść nad Ptasią Ostoję- tak nazwałam rozlewisko. Tata mówił, że zaorane
pole, które wczoraj było suche, dziś jest pułapką, w którą każdy da się
wciągnąć. W końcu jednak zgodził się i wyruszyłam. Od samego początku trasy
towarzyszył mi skowronek, dzielnie śpiewając. Dotarłam do górki za którą
znajdowała się Ptasia Ostoja. Na dole ruszał się biało-czarny ptak. To pewnie
ten, o którym opowiadał kolega taty. Mówił, że z daleka podobny był do
raniuszka. Ale to była czajka. Nawet: czajki. Potem sprawdziłam jeszcze głos
żeby się upewnić i to wszystko pasowało do powyżej wymienionego ptaka. Z
radością podbiegłam do rozlewiska. Latała nad nim śmieszka. Poderwała się parka
kaczek, znajomych mi z tego, że są płochliwe. Poderwały się te bekasowate i
krążyły nade mną. Czajki awanturowały się, a skowronek śpiewał. Stałam tak pół
godziny i słyszałam śpiewy i świergoty. Zobaczyłam ptaka na drucie i
postanowiłam pójść okrężną drogą. Niestety ptak uciekł. Przeskoczyłam strumyk i
wbiegłam na górkę. Fru! Około setka grzywaczy i 3-4 czajki poderwały się do
lotu. Nie przejęłam się i biegłam do domu. Skowronek śpiewał.
Kochani, zdjęcia (tylko krajobrazu po deszczu) pojawią się na
końcu wpisu, gdy już je zrzucę.
Miłego dnia, rudzik.