Krakowski batalion...
...i inne miejskie dziwa czyli…
...historia opowiedziana słowami Venesuel...
"Pokażesz mi Jezu, lotu szpaków tory?"
Jesienią, gdy wrzosy lilą się mienią,
I potoki srebrzyście się pienią,
Gęsi z hałasem do lotu startują,
Z wdziękiem nad wody taflą kołują,
Batalion przy brzegu jeziora żeruje,
Dzięcioł, gdzieś w lesie dębowym kuje,
Czapla siwa wśród trzcin gęstych stoi,
Ach, czegóż ona tam szuka, przyjaciele moi?
Czy czatuje na ryby, karpie, węgorze?
Ach, pomóż mi w tym osądzie, miłościwy Boże!
Gdy słońce przyblaknie, zgasną życia kolory,
Pokażesz mi Jezu, lotu szpaków tory?
Chmury, obłoki, zgraje młodocianych,
Pełnych wigoru szpaków kropkowanych?
Inga C.
Witajcie, drodzy Juniorzy!
W tym roku, w ramach realizacji Europejskich Dni Ptaków 2013 wybrałam się wraz z dwudziestoosobową grupą ornitologów (pośród których znaleźli się zarówno ci młodsi, jak i osoby starsze o wieloletnim doświadczeniu) nad Zalew Zesławice, w Krakowie. Zbiórka była około godziny 7.45 przy ul. G. Morcinka na parkingu nieopodal zalewu, który był celem naszej wędrówki. Jak się okazało dotarłam na miejsce pierwsza i tam też poznałam przesympatycznego przewodnika, który ze śmiechem – niech niewtajemniczeni wiedzą, że człowiek ów cały czas się śmiał i był żywym uosobieniem optymizmu – wręczył mi i mojemu tacie kartę, gdzie trzeba było wpisać swe imię, nazwisko, adres e-mail i inne drobiazgi. Nie czekaliśmy długo, a już pojawiły się kolejne osoby i kolejne, a kiedy wszyscy dopełnili ceremonii wstępu mogliśmy wyruszać. Wycieczka zaczęła się od wąskiego pasa ziemi pomiędzy dwoma zalewami; pierwszy zalew, ten po prawej stronie powstał w latach sześćdziesiątych jako zbiornik służący do pobierania wody pitnej, drugi zaś, lewy, w latach siedemdziesiątych na wskutek odmulania tego pierwszego. Oba tworzyły malowniczy, tonący we mgle obrazek, barwiący się wszelkimi odcieniami fioletu, błękitu i zieleni.
Nim się obejrzałam już przepłynęło koło nas kilka zobojętniałych na otoczenie łabędzi niemych, do tego krzyżówki, majacząca gdzieś w oddali czapla siwa oraz wielkie skupisko mew, które przysiadły na brzegu długiego, porosłego rzadką trawą cypelka. W międzyczasie pojawił się też pierwiosnek zwinnie przemykając pośród krzewów, natarczywe bogatki i mniej śmiałe modraszki, które nie mając widocznie ochoty na ukazywanie się oczom zaciekawionych ludzi zaszyły się gdzieś w głębi drzewa i czasem tylko raczyły się cicho odezwać.
Batalion, spocz.
Kiedy zbliżyliśmy się bardziej do cypla, przy
którym przesiadywały mewy, ktoś z Załogi zauważył żerującego ze stoickim
spokojem bataliona w szacie spoczynkowej. Rzecz jasna, od razu się ptaszyskiem
tym zainteresowałam, bo trzeba przyznać - obserwowałam go pierwszy raz w
życiu. Po jakimś czasie kiedy to oznaczono wszystkie latające stwory w okolicy,
a więc; mewy białogłowe i siwe, śmieszki, wrony siwe, cyraneczki, krzyżówki
i moc innych ptaszysk mogliśmy ruszać dalej. Ale... stało się inaczej. Ktoś
zaobserwował nieopodal „główną atrakcję” czyli tzw. „cudokaczkę”, której
rzeczywista nazwa była zbyt
pokręcona,
abym ją pamiętała i teraz zawróciliśmy, aby ją też "zahaczyć". Jak się
okazało pływała przy przeciwnym brzegu, a że była daleko musieliśmy się
jej przypatrzyć przez lunetę. Każdy po kolei, tak żeby wszyscy zobaczyli
uciekinierkę, która już od 10 sierpnia siedziała nad Zalewem Zesławice i
chyba w najbliższej przyszłości nie zamierzała opuścić swego nowego
domostwa.
Cyraneczka
Kiedy już wszyscy przyjrzeli się temu dziwowi natury mogliśmy kontynuować wędrówkę. W międzyczasie natknęliśmy się na łyskę, górą leciały czaple białe, które znajdowały się jednak tak wysoko, że nie dostrzegłam ich na tle szarawej bieli nieba. Trudno się mówi. Pozostaje nadzieja, że na swej drodze do doskonałości spotkam je jeszcze raz czy dwa :)
Czapla siwa
Szliśmy dalej, aż dotarliśmy do skrytej za kolejnym cypelkiem części zalewu, gdzie też zobaczyliśmy... płaskonosy.
Niestety po jakimś czasie zerwały się do lotu i jedynym dowodem na ich
wcześniejszą obecność była lekko rozedrgana, pofałdowana tafla wody.
Mniej więcej w tym samym momencie odezwał się nieopodal remiz.
Niestety nie zechciał się pokazać, tak więc skierowaliśmy się ku
leciuchno zamglonym łąkom. Po lewej stronie widzimy las łęgowy
spenetrowany przez bobry, po prawej drugi zbiornik Zalewu Zesławice.
Wkrótce pokazało się kilka srok, usłyszeliśmy charakterystyczny, miły dla ucha dźwięk wydawany przez rudzika, nad nami przemknął świergotek rdzawogardły. Krótki postój, drugie śniadanie, obserwujemy chwilę młodą kokoszkę i już ruszamy dalej. Na łąkach okalających zalew z lat siedemdziesiątych widziane są (Zwrot ten oznacza, że ptaki te BYŁY, ale ich nie zauważyłam. Oślepłam, czy co?) potrzosy i kląskawki. Poza tym kręcą się gdzieś niedaleko świergotki łąkowe, przelatuje nad nami myszołów. Powoli wracamy, nagle jednak zatrzymuje nas siedzące na wierzbie stadko mazurków. Słyszymy gdzieś raniuszka,
on jednak postanawia nie wyściubiać nosa... (ach, przepraszam, dzioba!)
ze swej kryjówki, a jego "świrrrgotanie" aż drży od kpiny i rozbawienia.
W dobrych humorach ruszamy dalej, po chwili docieramy do parkingu przy
którym była zbiórka. Załoga jeszcze dokańcza obchód wokół zalewu
pierwszego (i zapewne obfitszego w ptaki), a my - to jest mój tata i ja -
wchodzimy do samochodu chcąc wracać do domu. Nagle jednak słyszymy
pukanie w okno. Ach, no tak, jeszcze wspólne zdjęcie. Na chwilkę
wychodzimy z naszego "wołu", ustawiamy się do fotografii...
Tak, tak, cudowny dzień minął, pozostaną jedynie ciepłe wspomnienia, ogrzewające serce za każdym razem, gdy przychodzi czas na naukę lub po prostu uciążliwą, jesienną nudę. Zapewne długo jeszcze będę wspominać zesławickie ptaki i może już niebawem ponownie się tam wybiorę?...
Pozdrawiam was,
Inga
Świetny wpis. Przyjemnie się czyta. Wierszyk też niczego sobie. :)