Witajcie! W końcu jestem w domu i mogę opisać swoje
przeżycia:) Co za ulga. Ale jutro rano znowu wyjeżdżam. W tym wpisie opiszę Wam
dwie akcje ratunkowe oraz jedna szczególna życiówka, która przytrafiła mi się w
tym miesiącu.
Był to wieczór. Plaża w Kołobrzegu. Stadko łabędzi jak zawsze koczowało przy
brzegu. Nagle zauważyłem jakieś zamieszanie. Otóż kobieta miała małego pieska
na rozciąganej smyczy. Pies ten ruszył na łabędzie. Wszystkie wbiegły do
wody natomiast jeden znalazł się między kobietą a psem, tym samym zaplątując
się w smycz. Ogłupiały czworonóg zaczął biegać wokół ptaka. Kobieta
puściła plastikową rękojeść smyczy i odpięła psa. Mąż tej kobiety zaczął
na nią krzyczeć. Łabędź uszedł do morza. Przy pomocy osób, które miały chleb zachęciliśmy
ptaka, aby wyszedł na plażę. Smycz oplotła jego szyję, nogi oraz skrzydła. Te
ostatnie niestety nie dość wystarczająco, gdyż ptak mógł latać. Próbowałem go
sam złapać jednak skubany zaczął rozpędzać się do lotu. Nie udało się. Do akcji
wkroczyła moja mama, która dość ostro zaczęła uświadamiać kobietę. Ja natomiast
prosiłem ludzi, aby wspólnymi siłami pomogli mi go zagonić w stronę koszy
plażowych, aby nie miał drogi ucieczki. Niestety bez skutku. Dopiero pomógł mi
wujek o którym zapomniałem. Łabędź był już wycieńczony. Gdy go złapaliśmy
dobiegł do nas mąż tej kobiety. Pomógł nam go utrzymać. Łabędź był tak
poplątany, że nie było innego wyboru niż rozciąć smycz. Zrobiliśmy tak mimo
cichego protestu mężczyzny. Był to dość
młody ptak. Pamiętam jego obrączkę, gdy rozplątywałem mu nogi. AC 988.
Obserwowałem później tego ptaka. Doszedł do siebie. Najbardziej denerwowała
mnie bierność przechodzących ludzi. A jeszcze bardziej ich gratulacje po całej
akcji. Tylko słyszałem coś w rodzaju „dobra robota”, ale czy ktoś z nich
przyczynił się do tego żeby była jeszcze lepsza?
Po zakończeniu roku szkolnego pojechałem do szpitala w Koszalinie. Odwiedziłem oczywiście tamtejsze pustułki. Fotografowałem je. Podszedł do nas mężczyzna, który oświadczył, że jedno z piskląt wypadło z gniazda. Młode znajdowało się we wnęce małego okna na wysokości chodnika. Mężczyzna przykrył ją blachą, aby nie znalazły ją koty, których była cała masa na terenie szpitala. Rozmówca powiedział: Weźcie ją ze sobą to będzie wam gołębie łapać” Oczywiście starałem się wytłumaczyć jak bardzo się myli, lecz do tego Pana nic nie docierało. Poszliśmy do ochroniarzy, którzy zatelefonowali do PGK. Panowie bardzo szybko przyjechali śmieciarką i złapali ją rękawicami. Skubana broniła się. Zabrali ją do schroniska, by ją przenocować i następnego dnia zawieść do azylu pod Darłowem. Mam mieszane uczucia do tego zdarzenia. Matka mogłaby ją wykarmić. Natomiast młode nie umiało latać, a obecność kotów zwiększało zagrożenie. Także „pan sokolnik” mógł przyczynić się do jej śmierci trzymając ją pod blachą. Dzisiaj wyślę e-mail do schroniska i do azylu, aby dowiedzieć się jakie były losy tego jakże pięknego, choć skrzywdzonego przez los ptaka.
Przenosimy się do Kołobrzegu. Był to poranek. Będąc w pracy dostałem telefon od taty, że na plaży w określonym miejscu znajduje się jakiś mały ptak brodzący. Nie boi się ludzi. Nie wiele myśląc poleciałem biegiem na opisane miejsce opuszczając tym samym miejsce pracy. Ale czego nie robi się dla zobaczenia biegusa zmiennego. Oczywiście gdy dotarłem na miejsce dowiedziałem się, że to biegus zmienny. Pobiegłem 300 metrów dalej. Dopiero tam znalazłem kogoś z lustrzanką(moja była w domu, gdzieś 50 min drogi w jedną stronę). Chaotyczna wypowiedź zmachanego biegiem człowieka raczej nie przekonała tego mężczyzny, aby pożyczył mi swojego nikona. Gdy przypomina mi się ta sytuacja to chce mi się śmiać. Podbiegłem do niego i powiedziałem: Czy pożyczy mi Pan swój aparat. Nie wyobrażacie sobie jego miny. Ale gdy mu wszystko wyjaśniłem poszedł ze mną na miejsce gdzie był biegus. Oczywiście ptaka już nie było. Mam jedynie zdjęcia w komórce. Ta perełka nie bała się ludzi. Podszedłem do niego na 2 metry. Wyszły by rewelacyjne zdjęcia. Ale gdy noszę swoją torbę z aparatem nie ma niczego ciekawego. Przez dwa dni widywałem mewę żółtonogą, lecz gdy wziełem aparat już jej nie było. No cóż taki los miłośnika ptaków……….
„Gratuluję udanej akcji, pewnie gdyby nie ty to oba te ptaki, czyli pustułka i łabędź by zginęły. No i gratulacje spotkania ze zmiennym. W mojej miejscowości ludzie widzą ptaki jako zarazę i szkodniki, nie wiem czemu, no ale tacy już są.”
Odważna próba pożyczenia od nieznajomego człowieka lustrzanki też właściwie zakończyła się sukcesem. Zdjęcia co prawda nie udało się wam zrobić, ale widoku biegusa zmiennego gratuluję :) A może i pan od lustrzanki zainteresuje się ptakami...
Gratuluję uratowania ptaka oraz życiówki. To chyba z tym aparatem był twój pierwszy pech ??w życiu