Witajcie :)
Odcinek siódmy, autorstwa Emilki :)
Uchacz zdawał się ich nie
widzieć. Rozglądał się bacznie dookoła, jakby czegoś szukał. Bociek, Stefek,
Jynx i Filip obserwowali go uważnie. Przestraszeni schowali się w jakimś
plastikowym koszyku w stodole.
Ogromne drzwi nagle zatrzasnęły
się z hukiem. Zapanowała ciemność. Wszyscy przyjaciele siedzieli w bezruchu. Było
słychać tylko deszcz cichutko uderzający o rynnę i szybkie bicie czterech
małych serduszek.
Filip rozejrzał się dookoła. Na
szczęście dobrze widział w ciemności.
„Muszę coś wymyślić. Muszę
uratować mnie i moich przyjaciół. Mam mało czasu…” powtarzał w myślach, jednak nic nie
przychodziło mu do głowy. Po chwili coś kapnęło mu na dziobek. Zimna kropla wody
spłynęła po piórkach. Otrzepał się i spojrzał w górę.
„Że też wcześniej na to nie
wpadłem!” Bezszelestnie podleciał do góry. W dachu była dość spora dziura nieumiejętnie
wypełniona słomą. Deszcz przez nią przeciekał. Filip z całej siły w nią
uderzył. Tak, aby zrobić otwór, przez który będą mogli wylecieć. Później już nic
nie pamiętał.
„Co to było?” zaniepokoił się
Stefek. Spojrzał w górę, starając się określić źródło hałasu. Ujrzał malutką
dziurę w dachu.
- Spójrzcie tam! Szybko! Uciekajmy! – szepnął przejęty
wróbelek. W jednej chwili znaleźli się poza stodołą.
- A gdzie Filip? – zaniepokoił się
Jynx. Stefek momentalnie wrócił. Na szczęście szybko znalazł
przyjaciela. Był tylko jeden problem: był za mały, aby udźwignąć sowę. Bez
namysłu szybko złapał go w pazurki i mocno, mocno ciągnął. Niestety to nic nie
dało.
Nagle poczuł niebywałą lekkość,
jakby ktoś ciągnął razem z nim. Z łatwością wyciągnął Filipa ze stodoły. W
ostatniej chwili.
Drzwi nagle się otworzyły.
- Mówiłem, żeby nie ruszać tego kota –
usłyszeli głos puszczyka uralskiego pomagającego Uchaczowi – może i nie poluje
na ptaki, ale podrapać porządnie może, jak widać. No cóż, myślę, że chyba już
po kłopocie, tak?
-
Uciekli nam! Daliście im uciec! Straciliśmy cenny czas, głupki! – wrzasnął
Uchacz tak głośno, że Bociek prawie spadł z dachu. Jego zachrypły, donośny głos
spłoszył małe ptaszki na pobliskim drzewku – Jeszcze ich złapię, zobaczycie!
- Ich tam nie było, pewnie coś ci się przywidziało.
Bo niby którędy by uciekli? Szukajmy dalej…
Przyjaciele nie zamierzali
słuchać tej kłótni do końca, dlatego zaczęli uciekać jak najszybciej się da. W stronę
lasu, gdzie czuli się bezpiecznie.
- Ma dość poważne rany. Spadł z dużej
wysokości. – oznajmił Jynx. Na szczęście w walizce łozówki była też apteczka.
Mogli szybko zrobić Filipowi opatrunek.
Stefek zauważył, że od dłuższego
czasu przygląda im się sosnówka. Postanowił do niej podlecieć.
- Kim jesteś? Dlaczego nas obserwujesz?
- Ja wcale was nie obserwuję… - zaczerwieniła
się sosnówka w spuściła główkę.
- Chcesz do nas przyjść? Mamy świeże muszki –
zaproponował Stefek.
Wieczorem Filip się ocknął.
Przyjaciele opowiedzieli mu przygodę.
- Nie
mogłem cię wtedy wyciągnąć, bo byłeś strasznie ciężki – zaśmiał się wróbelek –
ale potem poczułem jakąś lekkość, jakby ktoś mi pomagał. No nie wiem, może moje
ćwiczenia nie poszły na marne?
Ptaki zaśmiały się.
- To ja ci pomogłam. – powiedziała bardzo cicho
sosnówka.
Pozdrawiam w imieniu Sowiej Ekipy :)