To był naprawdę wspaniały dzień. Mimo, że kilka godzin padało, a jesienny sezon dopiero się rozpoczyna, dzisiejsza wycieczka z klubem podróży HORYZONTY bardzo się udała. Obyło się może bez większych sensacji, jednak stada ptaków robiły wrażenie. Przeglądanie ich przez lunetę było ogromną przyjemnością, a oglądanie ogromnych ptasich koncentracji zrywających się do lotu - niesamowitym przeżyciem... Za takie widoki kocham jesień całym sercem.
Jadąc autostradą do Łodzi, podziwialiśmy siedzące na słupkach różnokolorowe myszołowy i stada grzywaczy. Zdecydowanie urozmaicały one godziny podróży, a także były widoczne z bliska.
Przeglądanie zbiornika zaczęliśmy od Glinna. Tam można było napatrzeć się na różne kaczki - krzyżówki, krakwy, płaskonosy, cyraneczki, czernice i głowienki. Pływały młode perkozy - dwuczube, zauszniki oraz perkozki. Oprócz tego mewy, łyski, gęgawy, dymówki i czaple. Standard. Z siewkowych chodziło troszkę batalionów, łęczaków, pojawiały się kwokacze. W pewnej chwili całe to liczne towarzystwo zerwał jastrząb - niestety, mi nie udało się go zobaczyć. Ale byłyby to całkiem miło spędzone godziny, gdyby nie to, że lał deszcz.
Następnie pojechaliśmy do Tomisławic. Tutaj - o dziwo - powoli zaczęło się wypogadzać. A i ptaki dopisały. Siewkowych mieliśmy multum - bataliony, biegusy zmienne, rdzawe, malutkie i krzywodziobe, siewnice, łęczaki, brodźce śniade, krwawodzioby, kszyki, sieweczki obrożne i kuliki wielkie! Łącznie 12 gatunków. Stada były w ciągłym ruchu - żerowały, latały, odpoczywały. Wszczęły potem mały alarm na widok krążącego dostojnie bielika. Ale największe przerażenie wzbudził młody błotniak stawowy, który za wszelką cenę chciał upolować biegusa. Na szczęście, zwinne ptaki skutecznie mu umykały. Z drapieżnych udało się nam jeszcze wypatrzeć dwa kobuzy na drzewie. Jeden z nich przeleciał potem dostojnie nad naszymi głowami, łowiąc owady. Oprócz tego? Oczywiście standard w wykonaniu gęsi, czapli, mew, łysek i kaczek - oprócz wcześniej wymienionych gatunków zaliczyłam jeszcze świstuny. A na brzegu... muszle wodnych ślimaków i dwie pijawki ;). Małą sensacją były na pewno trzy późne jerzyki.
Na koniec zajechaliśmy jeszcze na tamę. W ciągu tych 15 minut postoju można było obejrzeć śmieszki i perkozy dwuczube. Mogę się jeszcze pochwalić tym, iż wypatrzyłam kanię rudą. Ptak przeleciał blisko i zaraz zniknął nam z oczu.
Najdziwniejsze stało się, gdy po skończonych obserwacjach przejeżdżaliśmy przez tamę. Tu, na brzegu zbiornika jest beton. Na betonie siedzą śmieszki. A między nimi... kręcił się ostrygojad!!! Tak blisko ruchliwej drogi, w takim otoczeniu? Widziałam go tylko ja, przez szybę, i naprawdę byłam przez chwilę mocno zdziwiona!
***
Zobaczyć coś takiego - to dotknąć, choć trochę, wielkości ptasiej migracji. Tych tysięcy kilometrów, które muszą pokonać zdane tylko na siebie. Tych nierównych walk z deszczem, burzą, wiatrem. Tych strategii, które ptaki muszą przyjmować każdego roku. Wędrować czy nie wędrować? Gdzie się zatrzymać? Jak zapamiętać drogę?
Ale są i chwile radości. Wspólne, wielogatunkowe uczty w ważnych przyrodniczo miejscach, takich jak Jeziorsko. Beztroska kąpiel w orzeźwiającej wodzie. Odpoczynek z grupą pobratymców, kiedy wreszcie można przestać martwić się nagłym atakiem sokoła...
Ptasia migracja - największy cud natury.
I właśnie tego wam życzę, by jesień stała się okazją do oglądania tego wyjątkowego spektaklu...
Pozdrawiam
Ptaszyna