Witajcie! Piszę ten blog ze szpitala, ale o tym później. Mam nadzieję, że się spodoba :)
Zacznę od tego, że wyjazd trwał 5 dni. Pierwsze 3 doby wyjazdu byłem na przymusowym urlopie od lekarza (miałem się zrelaksować) więc wysłał nas (mnie z rodzicami) do hotelu w Białce Tatrzańskiej. Nie będę o tym pisał, bo w tym czasie nie obserwowałem żadnych ptaków. Na kolejne 2 dni miałem jechać do znajomego myśliwego na 1 nocleg (2 dni). Po drodze do Poronina (tam mieszkał myśliwy) była Dolina Chochołowska. Poprosiłem o przejście tej doliny, bo słyszałem o niej wiele dobrego. Widoki były zachwycające, ale nie obserwowałem żadnych ciekawszych gatunków. Z tego co widziałem: orzechówki, zięby, pluszcze, pliczki górskie, sójki, kruki. No i oczywiście mnóstwo krokusów :) Przy schronisku (po 3 godzinach drogi) straciłem przytomność i wpadłem bezwładny w dolinę obok ścieżki, zatrzymałem się dopiero na drzewie ze stłuczoną prawą stopą. :( W schronisku lepiej się poczułem i wróciłem do auta o własnych siłach już bez problemów. Po wszystkim pojechaliśmy do Poronina (ok. godziny 16:00). Przy domu myśliwego zauważyłem dudka (życiówka) więc wyskoczyłem z lustrzanką w ręce i zrobiłem zdjęcie. W tym czasie tata, który myślał, że już wysiadłem, ruszył i... ...przejechał mi oponą auta po stłuczonej stopie. Nigdy nie czułem takiego bólu :( Całe szczęście trwał tylko chwilkę, moment przejeżdżania po stopie. No ale przynajmniej mam zdjęcie dok. dudka.
W domu myśliwego poszedłem spać o 20:00, bo obiecał mi o 2:30 w nocy wyjazd na torfowisko w celu obserwowania toków cietrzewi (wszelkie zgody, pozwolenia na fotografowanie zwierząt chronionych i możliwość wejścia na teren torfowiska mieliśmy załatwione) Udało mi się w porę obudzić, ubrać wędkarski strój (kamuflaż) i przygotować moją lunetę, statyw, oraz nową lustrzankę. Na wszelki wypadek wziąłem też aparat cyfrowy, co mnie potem uratowało ;) Na torfowisko dotarliśmy (ja i myśliwy) o 3:15. Weszliśmy do prowizorycznego "namiotu" z tego czegoś, na czym rolnicy wieszają siano. Po rozłożeniu sprzętu czekaliśmy aż do wschodu Słońca bez obserwacji cietrzewi. W tym czasie obserwowałem: puszczyka (życiówka) , myszołowy, kruki, skowronki, dzierlatkę, oraz słyszałem dzięcioły. Po wschodzie nadal czekaliśmy, aż w końcu o 6:35 (wschód o 6:01) zauważyłem pierwszego koguta. Przyleciał właśnie z innego tokowiska i zaraz po nim przyleciał drugi kogut. Cieciorki (kury) chwile po nich. I zaczęła się akcja! Nasz "namiot" był bardzo daleko od ich miejsca tokowania, więc zdjęcia są kiepskie. O 7:00 wszystkich cietrzewi było 8 kogutów i 4 cieciorki. Słychać je było znakomicie. I czuszykanie, i bulgotanie wyraźnie słyszałem. Przez lunetę lustrzanka nie robiła zdjęć (dzięki Cervinus), więc przydała się cyfrówka. Zdjęcia dokumentacyjne będą u mnie w galerii. O godzinie 9:10 nagle przestały i odleciały. Wtedy wyszliśmy z ukrycia i podzieliliśmy się wrażeniami. Wracając ujrzałem ogromnego ptaka który leciał na drzewo pełne kruków. Był od nich o wiele większy więc wiedziałem, że to nie byle myszołów. Podjechaliśmy do niego bliżej, a znajomy myśliwy stwierdził, że to orlik. Na podstawie Collinsa trudno mi jednoznacznie go określić, może Wy pomożecie? Zdjęcie pojawi się w galerii. Wróciliśmy o godzinie 10:00 i moi rodzice i ja pożegnaliśmy się z rodziną myśliwego. Postanowiliśmy przejść jeszcze Dolinę Kościeliską. Widoki były jeszcze ładniejsze niż w Dolinie Chochołowskiej, ale gatunki ptaków był takie same. Przypomniałem sobie o funkcji mojej starej cyfrówki robienia zdjęć pod wodą. Było słonecznie, a woda krystalicznie czysta. Zdjęcia wyszły bardzo ładnie, umieszczę 1 z nich w galerii. Przeszedłem całą Dolinę Kościeliską i wróciłem bez przeszkód do samochodu.
To by było na tyle z mojego pobytu w Tatrach, zachęcam do komentowania i podzielenia się ze mną opinią na temat przeprowadzonych obserwacji.
Teraz co do mojego pobytu w szpitalu w Rybniku: od 3 tygodni prawie codziennie mdleję z utratą przytomności. Ostatnio po powrocie z Tatr w szkole zemdlałem i uderzyłem głową w posadzkę tak mocno, że higienistka wezwała pogotowie. Już ze mną lepiej, ale ciągle dzień w dzień mdleję. Nie powstrzyma mnie to jednak przed następnymi obserwacjami ;'D
Ciepło i serdecznie z radością w duchu pozdrawiam wszystkich, i oby Wasze marzenia co do obserwacji swoich ulubionych gatunków też się spełniły tak jak mi cietrzewie :D
Marek :)
Ale teraz trochę spasuj i odpocznij, święta będą do tego dobrą okazją. I szybko wracaj do zdrowia!!
Czekam na zdjęcia, bo wpis mnie mocno zaciekawił, szczególnie ciekawa jestem tego "podwodnego" zdjęcia, jak Ci wyszło :)
„Dzięki! Borelioza to niestety choroba raczej nieuleczalna, ale razem z nią właśnie odkryto u mnie hiperwentylację... Cóż, trzeba żyć. Miałem właśnie tomografię komputerową. Jestem wykończony, ale jutro na święta wracam do domu. :)”