Hm...korzystam z okazji i życzę Wam wszystkim Ptasiego Roku-
łapania w
lot wiedzy bez długiego wkuwania,
śpiewająco zdanych sprawdzianów, klasówek, egzaminów,
fotografii najwyższych lotów,
zdrowia, ciepła i spokoju w Rodzinnym Gniazdku,
gołębich serc Przyjaciół i nowych znajomych,
skowronkowych nastrojów na co dzień
niezłych jaj podczas wakacji i wszystkich odbytych podróży
oraz zrozumienia i cierpliwości tym, którzy biorą Was pod swoje
skrzydła;)
ale przede wszystkim pasji, która uskrzydla:))
Wszystkiego dobrego!
No to złapię dwie sroki za ogon i opowiem jeszcze, że dla mnie 2010 to
był prawdziwie ptasi rok. Otworzył go oczywiście jerzyk Dolot i włączył
mi jakiś "ptasi radar" w mózgu;D
Otóż w listopadzie w moim rodzinnym miasteczku znalazłam na dworcu PKS
gołębia-chyba bardzo zmarzniętego, bo siedział skulony na stanowisku dla
autobusów, nie reagował na ludzi tłoczących się obok, ani na rzucane mu
przeze mnie okruchy śniadania (za to żywo reagowali jego kumple-którzy
nie patyczkując się wiele-zlatywali się gromadnie i spod nosa wykradali
mu wszystkie kąski). Koniec końców uznałam, że należy go stamtąd
zabrać-początkowo się przestraszył, gdy go chciałam złapać, ale chwilę
później już zupełnie się nie bronił i zasypiał mi w dłoniach-łapki miał
lodowate. Tego dnia wyjeżdżałam, więc nie mogłam go wziąć do domu-
ukryłam go jednak pod krzewem w swoim ogrodzie, przy leszczynie, tak
żeby był osłonięty, ale jednocześnie żeby mógł się uwolnić; zostawiłam
mu jedzenie (kaszę, ryż i wodę) i położyłam na styropianie, żeby mu było
ciepło. Byłam przekonana, że nie przeżyje...ale kiedy parę dni później
sprawdziłam to miejsce i okolice w promieniu parunastu metrów-nigdzie go
nie znalazłam. Może odleciał....może go ktoś upolował-ale śladów krwi
ani piór nie znalazłam, więc pozwoliłam sobie uwierzyć w tę pierwszą
możliwość:) zresztą nawet jeśli go ktoś upolował- to przynajmniej się
najadł...zawsze to lepsze niż śmierć pod kołami PKS-u.
Drugi przypadek zdarzył się we Wrocławiu-znależliśmy pod piekarnią
całkiem żwawego i butnego gołębia, który jednak nie miał...ogona.
"Gołybek"-w takim mrozie miał całkiem goły kuper- wszystkie pióra
wyrwane....może pies, może kot, a może przymarzł do lodu i sam je sobie
wyrwał. Tak czy inaczej został wreszcie (po trudnym łapaniu jegomościa) zawieziony
do schroniska dla zwierząt- na szczęście we Wrocławiu mają woliery,
gdzie takie domowe ptaszęta, jak gołębie, kaczki i gęsi- mają
schronienie. Z tego, co wiem- czeka teraz na odrośnięcie ogona i ...WOLNOŚĆ...oczywiście:)
I wreszcie trzeci przypadek (licząc od Dolota-to czwarty), miał miejsce
na stawie w Jeleniej Górze na dzień przed Sylwestrem po nocy
17-stopniowego mrozu. Ptaki przymarzały do lodu na naszych oczach nawet
po paru minutach siedzenia- a jednemu zdarzyło się przysnąć na
dłużej.....Interweniowała Straż Pożarna. Możecie zresztą zobaczyć sami:
http://www.youtube.com/watch?v=CLUr1oYIa1Y
Jeszcze raz wszystkiego dobrego!