Dziś wracałam ze szkoły pieszo. W pewnym momencie zadzwoniła do mnie
mama i poprosiła mnie, żebym poszła do budynku basenu i sprawdziła ceny
biletów na lodowisko. Wróciłam się więc, bo już je wtedy minęłam. I było
warto. Po wyjściu z budynku poszłam inną, dobrze znaną mi drogą. Tam z
korony drzewa usłyszałam ciche pukanie, nasilające się z każdą chwilą.
Stanęłam obok. Stałam tak, stałam, stałam... Co jakiś czas podchodziłam z
innej strony. Ale nie łatwo było zlokalizować ''autora'' dźwięku,
zwłaszcza że ciągle wydawało się, że ten dźwięk za każdym razem dochodzi
z innego miejsca. Przez moment nawet pomyślałam, że ktoś puka
energicznie w szybę jakiegoś domu. Już miałam iść, gdy ujrzałam ptaka
zlatującego na gałąź z pnia tego drzewa. Przyjrzałam się i stwierdziłam,
że to dzięcioł duży, po czym się uśmiechnęłam. Znów odleciał na pień.
Chciałam obejrzeć go przy pracy, ale ukrył się w gałęziach tak, że nie
było szans.
Poszłam więc, minęłam skrzyżowanie- i znowu! Bębnienie dochodziło z
sosny koło drogi. Tym razem miałam większe szczęście: dzięcioł siedział
uczepiony pnia, po ''mojej'' stronie drzewa, i to niedaleko. Wreszcie
mogłam zobaczyć go, jak pieczołowicie wykuwa dziurę w pniu. Koło niego
przeleciał charakterystycznym sposobem dzięciołów kolejny d. duży, który
usiadł na drzewie w oddali. Pozlatywały się kolejne, jeden nawet
przegonił tego pierwszego.
Potem dało się słyszeć ćwierkanie, zaraz potem pobliskie drzewa zajęła
wesoła i rozćwierkana grupka mazurków. Spostrzegłam też jedną sikorę
modrą.
Z oddali usłyszałam niskie i przeciągłe gwizdanie gili. Ruszyłam do domu
i zobaczyłam sylwetkę lecącego ptaka, to zapewne też był dzięcioł, bo
widziałam czarne i białe plamy.
To na tyle.
Jestem bardzo zadowolona, że tyle udało mi się zobaczyć.
Że też takie małe stworzenie jak dzięcioł czy chociażby mazurek potrafi wywołać uśmiech na ludzkiej twarzy :)
Pozdrawiam,
Emi10